Reklama
Rozwiń

Obyś własne dzieci uczył

W USA 2 mln dzieci uczy się, nie chodząc do szkoły. W Polsce edukacja domowa stawia pierwsze kroki

Publikacja: 24.02.2010 00:14

Obyś własne dzieci uczył

Foto: ROL

Wystarczą trzy godziny nauki dziennie przez dwa miesiące w semestrze! To wszystko, by dziecko opanowało materiał danej klasy – twierdzi Mariusz Dzieciątko, prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie (SEwR).

Adasia i Grzesia Reszke z Gdańska uczy mama, fizyk. Ostatnio uczą się metodą doświadczeń poszukujących: „Ale dziś wieje! Ile to stopni w skali Beauforta? A co to jest wiatr? Dlaczego dziś wieje, a wczoraj nie wiał?”. Hasło „las” oznacza wyprawę. Szukają mikoryzy, śledzą piętrowość drzew. Czy wiecie, że gdy rodzą się małe wilczki, pilnuje ich starszy brat z poprzedniego miotu? – pyta przejęty Adaś. Iwona Sicińska, łodzianka, uczy syna od trzech lat. Często w podróży. Tabliczkę mnożenia Bruno opanował w samochodzie. O budowie piramid uczył się w Egipcie. Malarstwo Picassa poznawał w oryginale.

Dzieci uczone w domu nie chodzą do szkoły. Odpowiedzialność za ich kształcenie biorą na siebie rodzice lub opiekunowie. Wybierają edukatorów i sposoby nauki. Najczęściej sami uczą. Dyrekcja szkoły podstawowej musi wyrazić zgodę. Ta sama szkoła egzaminuje potem dzieci według podstawy programowej, zwykle raz w roku. Dobre wyniki warunkują dalszą naukę poza szkołą.

W Polsce to niszowa forma edukacji. Mimo że była możliwa już od 1991 r., dopiero zeszłoroczna zmiana przepisów nieco ją spopularyzowała. Z danych MEN wynika, że w domu uczy się ok. 100 dzieci. To garstka wśród 6 mln uczniów!

W USA inicjatywa edukacji pozaszkolnej powstała już 30 lat temu. Dziś uczy się tak ok. 2 mln dzieci, a chętnych przybywa. Populacja tzw. homeschoolingu rośnie tam aż o 10 proc. rocznie. Jak oczywista jest ta forma, świadczy ostatnio głośna sprawa rodziny Romeike. Sąd federalny w Memphis po raz pierwszy od II wojny światowej udzielił azylu politycznego obywatelom niemieckim właśnie po to, by mogli nauczać w domu sześcioro swych dzieci. Niemieckie prawo nie przewiduje takiej możliwości. Nawet dla ortodoksyjnych protestantów zrażonych świeckością szkoły jak Romeikowie.

[srodtytul]Każdy może uczyć[/srodtytul]

Wcale nie trzeba być zawodowym nauczycielem – podkreśla Mariusz Dzieciątko, doktor informatyki w SGH. Izabela Budajczak spod Poznania jest ekonomistką, Joanna Ryguła, mama pięciorga dzieci, literatką, a Iwona Sicińska to lekarz.

Badania amerykańskiego instytutu NHERI (National Home Education Research Institute) z 2009 roku potwierdzają, że ani zawód, ani wykształcenie rodzica-edukatora, ani status materialny rodziny nie wpływają na wyniki osiągane przez ucznia na egzaminach.

– Czy to odpowiedzialne wziąć wyłącznie na siebie ciężar edukacji dzieci?

Mariusz Dzieciątko ironizuje: – Wygodniej jest zrzucić tę odpowiedzialność na szkołę. Szczególnie w razie niepowodzenia. Ale w masowej oświacie nie ma przecież niewydolnych placówek ani marnych nauczycieli. Są tylko mało zdolni lub leniwi uczniowie. Przeciwnie w nauczaniu domowym. Tu zły wynik ucznia zawsze oznacza nieudolnego edukatora. Co może bardziej mobilizować rodzica?

Według SEwR polscy rodzice-edukatorzy mają wyższe wykształcenie, często są religijni, z kilkorgiem dzieci. Rola ta wymaga często rezygnacji z pracy, nie są więc zamożni, żyją z jednej pensji. Zdarzają się i samotni rodzice, którzy godzą uczenie dziecka z pracą.

[srodtytul]Okiem specjalisty[/srodtytul]

Wśród psychologów pomysł uczenia w domu budzi kontrowersje. – Stając się nauczycielem, rodzic przyjmuje zupełnie inną rolę społeczną – ostrzega dr Aneta Borkowska, psycholog kliniczny z UMCS w Lublinie – a to tworzy chaos w życiu dziecka i zakłóca wzajemne relacje. Komu pożalić się na panią od przyrody, jeśli jest nią mama? – pyta.

– Rodzic to dla dziecka model i naturalne źródło wiedzy – oponuje warszawski psycholog Maria Skrzypiec-Sjoholm. – Maluch czerpie od niego wzorce, uczy się różnorodnych zachowań i reakcji emocjonalnych. Dlatego po odpowiednim przygotowaniu może być również jego edukatorem – twierdzi. Obawy jednak pozostają.

– Oczywiście, że materiał szkoły podstawowej to żadne wyzwanie dla rodzica! Ale czy przekaże on wiedzę w zrozumiały dla dziecka sposób? Trzeba znać przebieg procesów myślenia i zapamiętywania. Wiedzieć, jak koncentruje się uwaga dziecka. Czy przeciętny rodzic ma o tym w ogóle jakieś pojęcie? – pyta dr Borkowska.

Dlatego psychologowie polecają rodzicom, którzy się na to zdecydują, kursy pedagogiczne i stałe konsultacje ze specjalistą.

[srodtytul]Dzieci spod klosza[/srodtytul]

Jest także druga strona medalu – socjalizacja. Przeciętna podstawówka to miejsce, gdzie ścierają się różne warstwy społeczne, wartości i poglądy. Często jest to wprost szkoła przetrwania. Czy w dorosłym życiu da się przetrwać bez niej? – Nie martwiłbym się o to – zapewnia dr Grzegorz Iniewicz, psycholog z UJ obserwujący poczynania krakowskich rodzin ED. Podkreśla, że kształcenie w domu jest efektywne. Nie traci się czasu na sprawdzanie obecności czy uspokajanie klasy. A to daje mnóstwo wolnego czasu na bogate życie towarzyskie i zajęcia pozalekcyjne. To, zdaniem psychologa, wystarczy do pełnego uspołecznienia.

Grzegorz Iniewicz: – Edukacja domowa zostawia uczniom także bardzo ważny czas: na nicnierobienie. Bez niego nie ma mowy o właściwym rozwoju dziecka! Rodzice powinni o tym pamiętać pomiędzy lekcją tenisa a squasha.

Potwierdzają to badania. Te przeprowadzone przez dr. Briana D. Raya z NHERI wykazały, że dzieci edukowane w domu wyrosły na ludzi aktywniejszych społecznie niż absolwenci edukacji masowej. Aż 71 proc. badanych angażowało się w lokalną działalność pozarządową i charytatywną (wolontariat, organizacje kościelne, inicjatywy społeczne).

55 proc. z nich uczy dzieci w domu lub ma taki zamiar. Prawie wszyscy deklarują silne przywiązanie do wyznawanych przez rodziców religii i systemów wartości.

Polskimi pionierami byli Budajczakowie z Ponieca w Wielkopolsce. Był rok 1995. Marek i Izabela, zaczytani w pedagogice Rolanda Meighana, przekonali dyrektora podstawówki i poprowadzili dla swoich dzieci domową szkołę. Były i zeszyty, i przedmioty. Żadnych eksperymentów. Pierwsze egzaminy zakończyły się sukcesem. Ale z czasem...

Izabela Budajczak: – Rozeszła się wieść, że dzieci nie chodzą do szkoły. Staliśmy się „inni”. Szukano w naszym życiu tajemnicy, sensacji. Pojawiły się plotki i zawiści. Dzieciom zakazano wstępu w rówieśnicze rewiry. Ostracyzm miał źródło w szkole. Matka – nauczyciel – opowiada, że w czasie egzaminów insynuowano dzieciom… związek kazirodczy. Podobno rodzeństwo przytulało się do siebie. Po wielu utarczkach wzburzeni rodzice odmówili szkole prawa do sadystycznego, ich zdaniem, egzaminowania dzieci. Zgoda na nauczanie w domu została cofnięta. Budajczakowie zaskarżyli decyzję dyrektora, a sąd przyznał im rację. Tyle że dopiero po dziesięciu latach procesów. Ich dzieci nigdy nie wróciły do szkoły. Rodzice, mimo nakładanych kar, uczyli je w domu aż do końca liceum. W świetle polskiego prawa posiadają jedynie świadectwa ukończenia trzeciej i czwartej klasy szkoły podstawowej.

Dziś dr Marek Budajczak szefuje Stowarzyszeniu Edukacji Domowej i jest badaczem tej metody (UAM w Poznaniu). Izabela prowadzi strony internetowe i wspiera rodziców. – Uczymy samodzielnego zdobywania wiedzy i stawiania oporu wobec presji i schematów społecznych – napisała w blogu dla tych, którzy wątpią, czy było warto.

Termin składania podań i dokumentów do 31 maja każdego roku.

[ramka][srodtytul]WWW[/srodtytul]

[link=http://www.edukacjadomowa.pl]www.edukacjadomowa.pl[/link]

[link=http://www.edukacja.domowa.pl]www.edukacja.domowa.pl[/link][/ramka]

Wystarczą trzy godziny nauki dziennie przez dwa miesiące w semestrze! To wszystko, by dziecko opanowało materiał danej klasy – twierdzi Mariusz Dzieciątko, prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie (SEwR).

Adasia i Grzesia Reszke z Gdańska uczy mama, fizyk. Ostatnio uczą się metodą doświadczeń poszukujących: „Ale dziś wieje! Ile to stopni w skali Beauforta? A co to jest wiatr? Dlaczego dziś wieje, a wczoraj nie wiał?”. Hasło „las” oznacza wyprawę. Szukają mikoryzy, śledzą piętrowość drzew. Czy wiecie, że gdy rodzą się małe wilczki, pilnuje ich starszy brat z poprzedniego miotu? – pyta przejęty Adaś. Iwona Sicińska, łodzianka, uczy syna od trzech lat. Często w podróży. Tabliczkę mnożenia Bruno opanował w samochodzie. O budowie piramid uczył się w Egipcie. Malarstwo Picassa poznawał w oryginale.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem