Seta i galareta lub w zestawie powiększonym: lorneta i meduza (dwie setki lub pięćdziesiątki) były za peerelu serwowane w restauracjach. Niektórzy twierdzą, że stanowiły tam podstawowe zamówienie.
A dziś – w modnych barach na stojąco. Bo goście znudzeni atmosferą lokali, w których trzeba studiować wielostronicowe menu i czekać na kelnera, z ulgą do takich barów wpadają. Napitek i niewyszukana przekąska – czyli zwyczajowo wódka, śledź, nóżki w galarecie, tatar. Do tego doborowe towarzystwo innych miłośników tego typu oferty gastronomicznej.
– W takim miejscu człowiek pracy mógł szybko coś zjeść i napić się po pracy, albo w drodze do niej, gdy np. szedł na drugą albo i na trzecią zmianę – wyjaśnia pan Roman, główny barman w warszawskim barze Przekąski Zakąski przy Krakowskim Przedmieściu.