W eksperymencie wzięły udział 134 osoby, o średniej wieku 75 lat, które miały problemy z utrzymywaniem równowagi. Połowa z nich została losowo przydzielona do grupy, która przez rok uczęszczała na godzinne zajęcia z rytmiki, raz w tygodniu. Druga połowa uczęszczała na te zajęcia przez ostatnie pół roku trwania testu.
Zajęcia ruchowe, wymyślone na początku XX wieku przez szwajcarskiego kompozytora Émile'a Jaques-Dalcroze, nie różniły się od tych które pamiętamy z naszego przedszkola, lub posyłamy na nie nasze dzieci. Uczyły poruszania się w rytm muzyki, począwszy od menuetów Mozarta po jazzowe improwizacje. Uczestnicy dzięki temu mogli nauczyć się, czy też przypomnieć sobie, jak przenosić ciężar ciała, czy balansować ciałem. W rytm muzyki chodzili, obracali się, podnosili czy przekazywali sobie przedmioty jednocześnie chodząc, oraz wykonywali przerysowane ruchy górnymi kończynami podczas chodzenia i stania.
Grupy były sprawdzane poza zajęciami pod kątem ilości upadków. W grupie, która uczęszczała na zajęcia przez cały rok w ciągu pierwszych sześciu miesięcy miały miejsce tylko 24 upadki, podczas gdy osoby z grupy nie ćwiczącej przez pierwsze pół roku upadały aż 54 razy.
Okazuje się, że efekty utrzymywały się też po zakończeniu zajęć. Uczestnicy utrzymywali poprawę w koordynacji ruchowej, chodzili pewniej i poprawili swoje umiejętności robienia innych rzeczy podczas chodzenia np. prowadzenia konwersacji. Jednak prowadząca badania, Dr Andrea Trombetti ze szpitala uniwersyteckiego w Genewie, pozostaje ostrożna w fetowaniu sukcesu – mimo tak zadziwiających wyników, gdyż chociaż jej zespołowi udało się odkryć zależność między muzyką i pewnością chodu, jednak nie wiadomo na czym on polega. Za to wiadomo na pewno, że wszystkim emerytom nie zaszkodzi od czasu do czasu chwilę potańczyć.