Czerwono-białe logo MQ widoczne jest wszędzie. To efekt przemyślanej i konsekwentnie prowadzonej strategii marketingowej. A konkurencja w Wiedniu jest ogromna. Ryzykowny pomysł, by dawne cesarskie stajnie oddać kulturze, a nie deweloperom, sprawdził się. Ostatnie badania opinii publicznej pokazują, że 89 proc. ankietowanych uważa, iż MQ wzbogaca Wiedeń.
– Gdy zaczynaliśmy – mówi mi Daniela Enzi kierująca całym kulturalnym kompleksem – liczyliśmy na milion odwiedzających rocznie. To dużo, bo pokazujemy tu głównie sztukę nowoczesną. Dziś przychodzi cztery razy więcej ludzi. I każdy zostawia średnio 15 euro.
Kompleks subsydiowany przez państwo i miasto to 60 instytucji kulturalnych – w tym trzy muzea, dwie hale wystawowe, centrum tańca nowoczesnego, teatr dziecięcy i biblioteka, mieszkania stypendystów – oraz kilkanaście butików, restauracji, sklepów. Ogromna piazza osłonięta jest od wiatrów często wiejących w Wiedniu – tu chętnie przesiadują młodzi ludzie, spotykają się ze znajomymi przy posiłku, słuchają muzyki.
Daniela Enzi mówi z dumą, że MQ to ewenement: – W Bilbao nie ma nic poza jednym muzeum; Centre Pompidou to w zasadzie jedna wielka sala wystawowa, podobnie jak Tate Modern – wymienia przykłady. Pytana, czy MQ może służyć jako model, zapewnia, że tak: – Co roku przyjeżdżają do nas kuratorzy i przedstawiciele władz z różnych krajów, by je obejrzeć, sprawdzić możliwości podobnej inwestycji u siebie. Ale nie słyszałam, by to się gdzieś udało zrobić. Miejsce musi mieć swoją historię, a tej nie wyrysuje się na desce kreślarskiej projektanta.
Dlatego w MQ spotkać można o każdej porze gości z całego świata. Mają czego zazdrościć.