O godz. 16.00 w czwartek z zaskoczenia pojawiły się przed Zamkiem Królewskim w Warszawie gwiazdy muzyki: Kayah z Pectusem, Elektryczne Gitary, Daria Zawiałow, Krzysztof Zalewski. Zaśpiewali i zagrali jak uliczni grajkowie, którzy zarabiają na chleb. Bo artyści czują się dziś jak uliczni żebracy, którzy mogą liczyć tylko na jałmużnę, w tym program rządu, który powinien być przedłużony, jeśli obecny reżim sanitarny zostanie utrzymany.

Muzyków irytuje brak równego traktowania zgromadzeń. Na stadionach, gdzie kibice raczej nie przestrzegają reżimu sanitarnego, może być zajętych 25 proc. miejsc, co daje frekwencję nawet do 10 tysięcy widzów, a koncerty mogą się odbywać dla 150 osób, tak jak wesela. Jednocześnie wiece wyborcze i msze gromadzą więcej.

Środowisko skonsolidowało się, tworząc Izbę Gospodarczą Menedżerów Artystów Polskich. Podkreśla, że koncerty to nie tylko piosenki i rozrywka, ale także biznes, miejsca pracy i płacone podatki. Dziś wielu muzyków, a także ich ekipy techniczne pozostają bez pracy, a perspektywa powrotu do masowych imprez nie wygląda dobrze.