Mieszkańcy Monachium i przybysze z całego świata całymi rodzinami ściągają na słynną Theresienwiese.
Zajmujące 31 ha tereny Oktoberfest położone są na południowy zachód od kolejowego dworca głównego (München Hauptbahnhof). Można dojechać tam tramwajem lub metrem do stacji Theresienwiese albo dojść na piechotę, podążając za barwnym tłumem.
Początki Oktoberfest to historia monarszych zalotów. W 1810 roku Ludwik, późniejszy król Bawarii, postanowił zauroczyć swoją przyszłą żonę i dla uczczenia swojego ślubu z księżniczką Therese von Sachsen-Hildburghausen zorganizował wyścigi konne. Impreza trwała pięć dni. Ludwik nie miał wówczas pojęcia, że zapoczątkował historię największej biesiady świata, która będzie w przyszłości wielką maszynką do robienia pieniędzy.
Impreza tak spodobała się uczestnikom, że rok później Ludwik postanowił ją powtórzyć. Tereny, na których odbyła się uroczystość, na cześć żony nazwał Łąką Teresy (Theresienwiese). Mija już 201 lat od tych pierwszych wyścigów: tegoroczny Oktoberfest odbywa się po raz 178. (kilkakrotnie święto piwa odwołano z powodu wojen lub epidemii).
Szumna inauguracja odbyła się tydzień temu w namiocie Schottenhamel. Sygnałem do rozpoczęcia biesiady było jak zawsze uroczyste odszpuntowanie pierwszej beczki piwa. W samo południe szpunt wybił – jak każe tradycja – burmistrz Monachium. Biesiadnicy zakładają się, ilu uderzeń będzie potrzebował burmistrz, zanim popłynie piwo. W tym roku, podobnie jak przez ostatnie trzy lata z rzędu, Christian Ude wybijał korek na dwa razy. Ale zdarzało się, że piwosze musieli czekać dłużej – na przykład w 1950 roku burmistrz uderzał 19-krotnie. Pierwszy kufel z piwem trafia zawsze w ręce premiera Bawarii.