Ulice Kampali są bezpieczne, a tubylcy uśmiechnięci i życzliwi. Odwiedziłem z plecakiem wszystkie kraje Afryki; dzisiejsza Uganda jest wśród nich jednym z najbardziej przyjaznych.
Podróżnikom ten niewielki kraj ma do zaoferowania naprawdę dużo: spotkanie z gorylami w rezerwacie Bwindi na południu i hipopotamy oraz krokodyle pławiące się w Nilu na północy. Wodospady Sipi na wschodzie i trzeci szczyt Afryki w Górach Rwenzori na zachodzie.
Międzynarodowe lotnisko Ugandy położone jest w Entebbe – prawie 40 kilometrów od stolicy kraju. Gdy na godzinę przed północą wysiadam z samolotu, uderza we mnie ciepłe, lepkie od wilgoci powietrze i ten charakterystyczny zapach Afryki, który tak trudno opisać. Jest w nim coś z aromatów świeżo skoszonej trawy, tartego drewna i nieznanych kwiatów.
Na siodełku przez stolicę
Ranek. Z okna recepcji mojego hotelu otwiera się widok na wielki bazar przy Market Street wypełniony straganami i tłumem ludzi. Na skraju tego ludzkiego mrowia, naprzeciw hotelu, czeka rząd boda-boda. Tak nazywają tu popularne motocyklowe taksówki. Za 2000 szylingów – wartość mniejszą od dolara – boda-boda zawiezie cię do każdego zakątka stolicy. Przezornie uzgadniam cenę przed rozpoczęciem kursu, bo po fakcie kierowca może próbować wycisnąć od mzungu – białego człowieka – nieco więcej.
Stolica Ugandy jak Rzym rozłożyła się na siedmiu wzgórzach. Na jednym z nich, Lubaga Hill, wzniesiono katolicką katedrę – jeden z ciekawszych budynków stolicy. Gdy tam docieram, jestem zaskoczony – nie tyle europejską architekturą świątyni, ile faktem, że w powszedni dzień zastaję wypełnione wszystkie ławki przestronnego wnętrza. Czarnoskóry ksiądz odprawia mszę. – Kwa Jina la Baba na la Mwana na la Roho Mtakatifu. To „W imię Ojca i Syna ..."w języku suahili.