James Morrison Awakening premiera płyty

James Morrison – nie mylić z nieżyjącym Jimem – wydał trzeci album, kombinację popu, rocka i soulu. Warto posłuchać zdolnego Anglika, który chodzi własnymi ścieżkami

Aktualizacja: 26.10.2011 08:45 Publikacja: 26.10.2011 01:08

James Morrison the awakening CD Universal Music 2011

James Morrison the awakening CD Universal Music 2011

Foto: materiały prasowe

Nigdy dosyć przystępnych i niebanalnych piosenek, do których chce się wracać. James Morrison sypie nimi jak z rękawa. Sam komponuje i pisze teksty, co daje niezależność i pozwala ignorować popowe trendy. Nagrywa melodyjną muzykę niepozbawioną artystycznych ambicji i bogato aranżowaną. Łatwo ją polubić i jest za co chwalić.

Zobacz na Empik.rp.pl

Urodził się na Wyspach, ale w jego utworach nie ma śladu brytyjskich brzmień gitarowych. Bliżej mu do amerykańskiego folku, bluesa i muzyki drogi. Na trzeciej płycie, którą nazwał „The Awakening" – przebudzenie, kłania się dorobkowi soulowych wokalistów zza oceanu. Pierwsza część płyty przypomina nagrania Marvina Gaye'a – to lekkie, pulsujące utwory. W „In My Dreams" śpiew płynie w rytmie zaznaczanym subtelnie przez gitary i skrzypce. Charakterystyczna barwa głosu sprawdza się w balladach oraz w bluesowych i rockowych numerach.

Anglik ma delikatną chrypę, ale z ostrych tonów gładko przechodzi do klarownego falsetu. W jednej piosence potrafi przeistoczyć się z młodego Steviego Wondera w leciwego Roda Stewarda. „Say Something Now" czy „Person I Should've Been" to jego znaki firmowe – utrzymane w spokojnym tempie piosenki o uczuciach, pozwalające cieszyć się akustycznym brzmieniem.

26-letni Morrison wymyka się schematom i chyba dlatego pozostaje artystą niedocenionym. Nie mieści się ani w nurcie alternatywnego popu, ani wśród śpiewaków schlebiających żeńskim gustom. Jego piosenki są zbyt wyrafinowane, by służyły jako dzwonki w telefonach, ale dość melodyjne, by je zanucić. Tworzy muzykę z myślą o ludziach, a nie urządzeniach. „Awakening" wypełnia pięknie zaśpiewany pop-rock o bogatym brzmieniu. Taki niepozorny album przez lata wozi się w samochodzie i mówi o nim: „muzyka nie do zdarcia".

Nigdy dosyć przystępnych i niebanalnych piosenek, do których chce się wracać. James Morrison sypie nimi jak z rękawa. Sam komponuje i pisze teksty, co daje niezależność i pozwala ignorować popowe trendy. Nagrywa melodyjną muzykę niepozbawioną artystycznych ambicji i bogato aranżowaną. Łatwo ją polubić i jest za co chwalić.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem