Anioły

Odszedł. Nie do wiary, że tak kolorowy człowiek najpierw stał się czarno-biały, potem zamienił się w mgłę, a gdzie jest teraz, wie tylko on sam.

Publikacja: 17.12.2011 00:01

To jedna z najbarwniejszych postaci polskiego teatru. Począwszy od wyglądu – ubierał się jak książę, chodził w kolorowych strojach, wyróżniał się swoją zmysłową obecnością. Tak też reżyserował – nikt, tak jak on, nie umiał wydobywać współczesnych sensów z meandrów klasycznych fragmentów. Sens był zawsze jasny, mało, że „jasny" – był ciekawy, bo przecież teatr jest dla ludzi i jego teatr był pełen. Pełen rozgorączkowanej młodzieży, którą przyciągał nie tylko Słowacki, ale i hondy, na których aktorzy ścigali się pomiędzy balkonami. Jednak poezja i duch poety zawsze pozostawały nienaruszone. Miał oczywiście – jak to zwykle u nas – i przeciwników. Zazdroszczono mu właśnie koloru, pomysłów i pełnej widowni. Umiał tej zazdrości stawiać czoła. Przekonany, że ma tę bożą iskrę, szedł do przodu i odnosił sukces za sukcesem.

To on wpadł na pomysł, aby ożywić genialne pamiętniki Fredry – „Trzy po trzy". Ja grałem Hrabiego, a towarzyszyły mi postaci z jego sztuk, we fragmentach. Powstało z tego atrakcyjne widowisko, okraszone muzyką Andrzeja Kurylewicza, który akompaniował naszym wysiłkom aktorskim w kulisie, ale widoczny. Było to wszystko nowością. Nie tylko u nas – owacją przyjęto Fredrę także w Moskwie, w której zresztą bawił z Napoleonem.

A „Beniowski"? Czysta poezja. Polska w każdym słowie, kostiumie i akcencie.

Najłatwiej byłoby przytoczyć anegdotę. Bo on sam był jedną wielką anegdotą, ale z dystansem do siebie. Ukochał polski dramat romantyczny – od Mickiewicza do Norwida. Jego zasług nie pomniejszają bezsensowne krytyki ludzi złośliwych, nieżyczliwych, zazdrosnych.

Cały okres jego dyrekcji w Narodowym to ciąg odkryć repertuarowych i formalnych, odważnych pomysłów. A to zbieranie, niczym grzybów, czołgów-zabawek w lesie w „Balladynie". A to mówienie Inwokacji jak „Ojcze nasz" – w rytmie i nastroju modlitwy.

Był to najbardziej polski, najbardziej kolorowy twórca XX-wiecznego teatru. To on ściągnął do teatru młodzież, która pokochała tych nudnych romantyków z lekcji polskiego. Jakaż to zasługa!

Odkrywał zresztą nie tylko polską, ale także światową klasykę, na przykład „Trzy siostry" Czechowa. Grane zawsze łzawo i sentymentalnie, w jego wydaniu były komedią, by nie powiedzieć, farsą. Dla rosyjskiej publiczności – rewelacja, dla polskiej – szeroko komentowane novum.

Nie nudziłem się w jego teatrze nigdy.

Adamie, już widzę, jak anioły malujesz na kolorowo!".

To jedna z najbarwniejszych postaci polskiego teatru. Począwszy od wyglądu – ubierał się jak książę, chodził w kolorowych strojach, wyróżniał się swoją zmysłową obecnością. Tak też reżyserował – nikt, tak jak on, nie umiał wydobywać współczesnych sensów z meandrów klasycznych fragmentów. Sens był zawsze jasny, mało, że „jasny" – był ciekawy, bo przecież teatr jest dla ludzi i jego teatr był pełen. Pełen rozgorączkowanej młodzieży, którą przyciągał nie tylko Słowacki, ale i hondy, na których aktorzy ścigali się pomiędzy balkonami. Jednak poezja i duch poety zawsze pozostawały nienaruszone. Miał oczywiście – jak to zwykle u nas – i przeciwników. Zazdroszczono mu właśnie koloru, pomysłów i pełnej widowni. Umiał tej zazdrości stawiać czoła. Przekonany, że ma tę bożą iskrę, szedł do przodu i odnosił sukces za sukcesem.

To on wpadł na pomysł, aby ożywić genialne pamiętniki Fredry – „Trzy po trzy". Ja grałem Hrabiego, a towarzyszyły mi postaci z jego sztuk, we fragmentach. Powstało z tego atrakcyjne widowisko, okraszone muzyką Andrzeja Kurylewicza, który akompaniował naszym wysiłkom aktorskim w kulisie, ale widoczny. Było to wszystko nowością. Nie tylko u nas – owacją przyjęto Fredrę także w Moskwie, w której zresztą bawił z Napoleonem.

Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem