Sylvain Cambreling, dyrygent koncertu finałowego Festiwalu Beethovenowskiego
Po raz pierwszy „Męczeństwem św. Sebastiana" dyrygowałem w latach 80. Była to inscenizacja Maurice'a Béjarta, występowaliśmy w La Scali, na festiwalu w Salzburgu oraz w Brukseli. Potem wykonywałem je na koncertach, zamówiłem u Martina Mosebacha nowy tekst dla narratora, bo z tym oryginalnym - Gabriela d'Annunzia - „Męczeństwo" trwałoby pięć godzin. Każdy dyrygent musi znaleźć sposób na ten utwór, wyważyć proporcje między słowem a muzyką, bo ona stanowi o sile tego utworu. To zupełnie inny Debussy niż ten, jakiego znamy z „Morza" czy „Popołudnia fauna.
„Mam w repertuarze dużo XX-wiecznej muzyki, bo kocham odkrycia. Kocham też teatr, operę, chętnie współpracuję ze współczesnymi reżyserami. Nie obawiam się ich pomysłów, bo nie ma nowoczesnego i klasycznego teatru, jest tylko ten dobry i ten zły. Bardzo cenię Krzysztofa Warlikowskiego, podobał mi się zwłaszcza jego „Makbet" w Brukseli, „Sprawa Makropoulos" w Opera Bastille, a z rzeczy teatralnych ostatnie „Opowieści afrykańskie". O pomyśle na „Nerona i Poppeę" Monteverdiego rozmawiamy z nim od dwóch lat. Premiera w Teatro Real w Madrycie w czerwcu.
Ułożenie listy wydarzeń jest więc trudne, ale i pociągające. Oto lista tegorocznych hitów.
1.
Dwa wieczory z Schumannem. Paavo Järvi poderwał z miejsc publiczność Filharmonii Narodowej. Estoński dyrygent zinterpretował komplet symfonii Schumanna z niezwykłą konsekwencją, ale w sposób niesłychanie świeży. Deutsche Kammerphilharmonie Bremen grała zaś z typowym dla siebie entuzjazmem. To był przykład muzykowania na najwyższym poziomie i bezbłędnego prowadzenia symfonicznej narracji.