Zagadka była taka: „Wyobraź sobie, że jesteś w szkole. No nie jest to już gimnazjum, tylko liceum, a nawet jego ostatnia klasa, i kolega mówi do kolegi: chodź na suwa. Ty to słyszysz, ale nie widzisz, bo masz zawiązane oczy. No wiesz, tak jak w horrorach. I w dodatku nie wiesz, o co chodzi".
Nie wiedziałem, tymczasem Internet kierował mnie na strony samochodowe. Młodzież mogła być bananowa, to znaczy nowobogacka, jednak nie volvo było jej w głowie.
Wątpiłem też, że chodzi o Śląski Urząd Wojewódzki, który w sieci, nietolerującej wciąż polskich znaków, używa skrótu SUW.
Pomogła mi pamięć o burzliwej młodości. Czasy, gdy na jednym z mazurskich jezior rozkładaliśmy namiot.
W pewnym momencie kolega wyłączył się ze zbiorowych działań i zaczął wpatrywać w rurkę, stanowiącą część konstrukcji namiotu. „A gdyby tak... "– zaczął mówić, lecz nie skończył, tylko wyjął z paczki kilka papierosów, włożył je do rurki, a gdy przyłożył drugi koniec do ust, podpalił tytoń. Oczy wyrażały stan, który określa się „puszczać dym uszami". Krztusząc się, wychrypiał: „Suwka nr 5".