Wydany cztery lata temu podwójny album Bad Seeds miał niemal oratoryjny rozmach, rozmodlony, gospelowy charakter i wykonanie imponujące dyscypliną. W Australijczyku drzemie jednak dusza punkowca. Dlatego następna płyta nagrana pod szyldem Grinderman była jak atak muzycznej furii, brzmień zgrzytliwych, wręcz odrzucających.
„Dig, Lazarus, Dig!!!”, choć jest utrzymany w klimacie Bad Seeds, nosi piętno anarchii i eksperymentu. Przykładem jest „Night of the Lotus Eaters”. Nawet to, co było materiałem na chwytliwy przebój, w ustach Cave’a staje się szyderstwem rzuconym w twarz Bogu. W piosence „Dig, Lazarus, Dig!!!” Łazarz zmartwychwstał po raz drugi – ale tylko po to, by zobaczyć, jakim piekłem jest świat. Zrozumieć, że zmartwychwstać nie było warto.
Cave nieustannie ożywia biblijne obrazy w naszych realiach. W najmniej komfortowej sytuacji stawia Jezusa. Pokazuje go, jak zmaga się z wiarą i czystością. A gdy Najwyższy nie reaguje na zaczepki – w piosence „We Call Upon the Author to Explain” – wzywa go do wytłumaczenia ludziom, skąd się wzięły ich wszystkie nieszczęścia, biedy i choroby. Sataniści będą pewnie wściekli, że zamiast przejść na stronę diabła, chce mu się z Bogiem rozmawiać. Nam pozostaje ufać, że różne są odcienie wiary.
A muzycznie najbardziej podoba mi się „More News from Nowhere”, zabawna polemika z „Radio Nowhere” Bruce’a Springsteena. Springsteen jeszcze walczy ze zwątpieniem. Cave postanowił być cynikiem doskonałym.