Bad girls to określenie kobiet wyłamujących się spod pruderyjnej moralności. Świadomie manifestujących przekorę wobec konwencji, konsumpcyjnych wartości i – zakłamania. Ten typ istniał od wieków, ale dopiero od lat 90. ubiegłego wieku bad girls występują grupowo. I spotykają się z coraz powszechniejszą aprobatą.
Zaczęło się od dwóch wystaw prezentowanych w 1994 r. w Nowym Jorku i Los Angeles. Pięć lat później w telewizji brytyjskiej zaczęto emitować serial „Bad Girls”. Bohaterkami były kobiety osadzone w więzieniu. Do 2006 r. zrealizowano osiem cykli, każdy po 10 odcinków (całość do obejrzenia na DVD). Finalny epizod nadany został – uwaga! – w Boże Narodzenie, jako Christmas Special.
Po tym wydaniu serial zmodyfikowano. Wrócił w styczniu tego roku w postaci reality show (siedem kobiet zamkniętych na cztery miesiące we wspólnym domu) w telewizji kanadyjskiej. Na podstawie pierwszej serii zrealizowano również musical, wystawiany na scenach West Endu do jesieni ub. roku.
W Internecie działają strony dla fanek (Bad Girls Club, Bad Girls Annex), na których można znaleźć takie atrakcje, jak wizyta w Oxford Prison, gdzie serial był kręcony, komentarze do wydarzeń i wszelkie dane o postaciach. A na Badgirls.org. osoby chętne do uczestnictwa w blogu mogą zapoznać się z charakterystyką określanych tym mianem pań. Same pozytywy: inteligentne, bystre, dowcipne, tolerancyjne, z godnością, za to bez zawiści. Choć nie są dobre, to mają złote serca.
Kiedy po raz pierwszy pojawiły się złe baby? Zawsze były, z nieodłącznym podziwem i napiętnowaniem. Pamiętacie Jagnę z „Chłopów” Reymonta? A lady Makbet? Balladynę? Carmen i Czarną Mańkę? Telimena też niezłe ziółko, podobnie jak Scarlett O’Hara. Nie mówiąc o perfidnej markizie de Merteuil z „Niebezpiecznych związków”.