Z moim srokatym konikiem dużo jeździmy po lasach tylko we dwójkę, ale zima to czas szczególny. Na kilkugodzinny wypad w temperaturze oscylującej wokół -10 st C. tak koń, jak i jeździec, musi być odpowiednio przygotowany.
[srodtytul]Termos i hacele[/srodtytul]
Przede wszystkim oboje powinni mieć dobry strój. Dla jeźdźca najlepsza jest ciepła bielizna, rajstopy, grube, ale luźne bryczesy, lekki sweter z golfem, rękawice i kurtka narciarska, która ma tą zaletę, że jest nieprzewiewna, ciepła i lekka. Ma też dużo kieszeni, w które można włożyć np. telefon komórkowy (zawsze zabieram na samotne wyprawy), chusteczki czy dodatkowe rękawice, na wypadek zgubienia lub przemoczenia. Najlepsze buty to ocieplane oficerki, dość luźne, by można było włożyć skarpetki i poruszać palcami, co poprawia krążenie w czasie jazdy.
Generał pod siodło dostaje złożony na dwoje gruby bawełniany koc i wykończony skórą czaprak w gęstym miękkim miśkiem. Na skórzane paski ogłowia także dobrze naciągnąć miśki, by sztywniejąca na mrozie skóra nie otarła pyska.
W sakwy przytroczone do siodła wkładam termos z gorącą herbatą zabarwioną sokiem malinowym i cytryną oraz torebkę ususzonego chleba i kilka jabłek, które pozwolą koniowi uporać się z pragnieniem. Wyruszamy ze stajni przy pensjonacie [b]Biały Dwór pod Wołownem[/b] (20 km na północ od Olsztyna) wzdłuż wiejskiej drogi ku lasom nad Pasłęką. Dobrze gdy dzień jest bezwietrzny, bo silne wiatry w połączeniu z zimowym krajobrazem mogą płoszyć wierzchowca.