Reklama

Handlarz hiphopowych cudów

Minione dziesięciolecie bez większej przesady można nazwać dekadą rapu – w ciągu tych lat dokonał on w słuchaczach przewartościowań w myśleniu o popie

Publikacja: 01.04.2010 09:06

Wszystkie koncerty króla hip-hopu zaczynają się dźwiękiem przypominającym do złudzenia brzęk upadają

Wszystkie koncerty króla hip-hopu zaczynają się dźwiękiem przypominającym do złudzenia brzęk upadającej monety 50-centowej

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Ten gatunkowy mezalians stał się akceptowanym związkiem w muzycznej rodzinie, co zapewniło podwójny sukces – otwarcie masowej publiczności na hip-hop i otwarcie się tego stylu na inne gatunki. Nieustająca popularność 50 Centa – pozostawiając twórcę w kręgu artystycznym gangsta rapu – zdaje się idealnie potwierdzać te tezy.

Dzisiejszy król hip-hopu dołączył do doborowej stawki w 2000 roku. Nieoczekiwaną sławę zapewniła mu pewna strzelanina, podczas której wpakowano w niego prawie dwa magazynki. Uszedł jednak z życiem i zyskał przydomek „Kuloodporny”. Już w 1999 roku podpisał z wytwórnią Columbia Records kontrakt na swój pierwszy album „Power Of The Dollar”. Do poważnego traktowania rapu zachęcał go Jam Master Jay z Run DMC, ale dopiero od momentu, gdy zaopiekowali się nim

Dr. Dre i Eminem, 50 Cent zaczął się naprawdę dobrze sprzedawać. W dziesięć lat rozeszło się 40 milionów jego płyt.

Dorobił się w tym czasie sięgającej pół miliarda dolarów fortuny, przy czym wykorzystał sławę do wypuszczenia własnych marek ubrań i butów, udało mu się wejść do produkcji filmowej i stać się gwiazdą amerykańskiej kinematografii (oparty na życiu rapera film nosi znaczący tytuł „Get Rich or Die Tryin”), nie wspominając o zakusach na inne gałęzie przemysłu rozrywkowego. Pozamuzyczne zainteresowania autora „In Da Club”, „Candy Shop”, „P.I.M.P”, „Disco Inferno” i „Just a Lil Bit” wydatnie przyczyniły się do jego wielkiego sukcesu i przynoszą mu równie często słowa krytyki jak uznania. Przeciwnicy promowania się w ten sposób nie podzielają jego zdania, że muzyka to to samo co granie na giełdzie albo handel nieruchomościami.

Jego koncerty zaczynają się dźwiękiem przypominającym do złudzenia brzęk upadającej monety 50-centowej. Do przygotowanego z rozmachem show w tym wypadku należy dodać, oprócz towarzyszących 50 Centowi raperów, żywy zespół (zazwyczaj są to klawisze, bas i perkusja) – pierwszy raz w Polsce zagra z nim jego kapela G-Unit. To z pewnością ma szanse uczynić wieczór promujący krążek „Before I Self Destruct” wyjątkowym.

Reklama
Reklama

[i]50 Cent, Torwar, ul. Łazienkowska 6a, bilety: 120 – 500 zł, rezerwacje: [link=http://www.ticketpro.pl]www.ticketpro.pl[/link], [link=http://www.eventim.pl]www.eventim.pl[/link], [link=http://www.goodmusic.com.pl]www.goodmusic.com.pl[/link], wtorek (6.04), godz. 20 [/i]

Ten gatunkowy mezalians stał się akceptowanym związkiem w muzycznej rodzinie, co zapewniło podwójny sukces – otwarcie masowej publiczności na hip-hop i otwarcie się tego stylu na inne gatunki. Nieustająca popularność 50 Centa – pozostawiając twórcę w kręgu artystycznym gangsta rapu – zdaje się idealnie potwierdzać te tezy.

Dzisiejszy król hip-hopu dołączył do doborowej stawki w 2000 roku. Nieoczekiwaną sławę zapewniła mu pewna strzelanina, podczas której wpakowano w niego prawie dwa magazynki. Uszedł jednak z życiem i zyskał przydomek „Kuloodporny”. Już w 1999 roku podpisał z wytwórnią Columbia Records kontrakt na swój pierwszy album „Power Of The Dollar”. Do poważnego traktowania rapu zachęcał go Jam Master Jay z Run DMC, ale dopiero od momentu, gdy zaopiekowali się nim

Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama