Ten gatunkowy mezalians stał się akceptowanym związkiem w muzycznej rodzinie, co zapewniło podwójny sukces – otwarcie masowej publiczności na hip-hop i otwarcie się tego stylu na inne gatunki. Nieustająca popularność 50 Centa – pozostawiając twórcę w kręgu artystycznym gangsta rapu – zdaje się idealnie potwierdzać te tezy.
Dzisiejszy król hip-hopu dołączył do doborowej stawki w 2000 roku. Nieoczekiwaną sławę zapewniła mu pewna strzelanina, podczas której wpakowano w niego prawie dwa magazynki. Uszedł jednak z życiem i zyskał przydomek „Kuloodporny”. Już w 1999 roku podpisał z wytwórnią Columbia Records kontrakt na swój pierwszy album „Power Of The Dollar”. Do poważnego traktowania rapu zachęcał go Jam Master Jay z Run DMC, ale dopiero od momentu, gdy zaopiekowali się nim
Dr. Dre i Eminem, 50 Cent zaczął się naprawdę dobrze sprzedawać. W dziesięć lat rozeszło się 40 milionów jego płyt.
Dorobił się w tym czasie sięgającej pół miliarda dolarów fortuny, przy czym wykorzystał sławę do wypuszczenia własnych marek ubrań i butów, udało mu się wejść do produkcji filmowej i stać się gwiazdą amerykańskiej kinematografii (oparty na życiu rapera film nosi znaczący tytuł „Get Rich or Die Tryin”), nie wspominając o zakusach na inne gałęzie przemysłu rozrywkowego. Pozamuzyczne zainteresowania autora „In Da Club”, „Candy Shop”, „P.I.M.P”, „Disco Inferno” i „Just a Lil Bit” wydatnie przyczyniły się do jego wielkiego sukcesu i przynoszą mu równie często słowa krytyki jak uznania. Przeciwnicy promowania się w ten sposób nie podzielają jego zdania, że muzyka to to samo co granie na giełdzie albo handel nieruchomościami.
Jego koncerty zaczynają się dźwiękiem przypominającym do złudzenia brzęk upadającej monety 50-centowej. Do przygotowanego z rozmachem show w tym wypadku należy dodać, oprócz towarzyszących 50 Centowi raperów, żywy zespół (zazwyczaj są to klawisze, bas i perkusja) – pierwszy raz w Polsce zagra z nim jego kapela G-Unit. To z pewnością ma szanse uczynić wieczór promujący krążek „Before I Self Destruct” wyjątkowym.