Znajomy dziennikarz francuski wyznał mi niedawno‚ że w domu nie prowadzi kuchni ani nie robi zakupów żywnościowych. – Żywię się tylko na imprezach – powiedział.
Ten rodzaj pieczeniarstwa jest rozpowszechniony we francuskim środowisku mediów‚ gdzie prawie co dzień odbywa się jakieś otwarcie‚ pokaz‚ premiera‚ wernisaż. Przeważnie połączone z wyszynkiem.
W Polsce robi się podobnie. Imprezy promocyjne stały się nową formą życia towarzyskiego i quasi-kulturalnego. Prezentacja nowego produktu‚ otwarcie sklepu‚ rocznica‚ kolejna gwiazda w reklamie lub chociażby nowa aranżacja sklepu są pretekstem do zorganizowania imprezy lub zagranicznego wyjazdu pełnego atrakcji. Spotykają się na nich ludzie ze środowiska‚ nawiązują się znajomości‚ wymienia się plotki. Każda dziedzina mediów ma własne reguły i grono bywalców – inaczej wyglądają imprezy samochodowe‚ inaczej działa branża elektroniczna‚ gastronomiczna‚ inaczej naukowa.
Jednak działka mody i urody ze względu na obfitość i spektakularność premier jest najbardziej ekscytująca. Także dlatego‚ że przyciąga gwiazdy kina i telewizji (ze szczególnym uwzględnieniem seriali)‚ oraz że organizowane tam imprezy mają charakter rozrywkowo-kulturalno-krajoznawczy‚ często całkiem niezwiązany z tematem. – Kiedyś na prezentacji produktu kosmetycznego siedziałyśmy na krzesełkach‚ wykład odbywał się w Power Poincie‚ potem wszyscy szli do domu – mówi Ilona Rechnio‚ dziennikarka „Elle”. Teraz imprezy zmieniły się. Wszystko jest mniej dosłowne. Informacja o produkcie to tylko jedna dziesiąta tego‚ co się dzieje. Nigdy nie wiemy do końca‚ jaki będzie program. Organizatorzy chcą nas zaskoczyć.
Na prezentację makijażu L’Oreal zaprosił grupę dziennikarek magazynów kobiecych na Kubę. – Na każdym etapie pięciodniowej podróży prezentowano inny kosmetyk. Na kubańskim bazarze – cienie do powiek‚ na wyspie Santa Clara – filtry słoneczne. Niespodzianką był seans u wróżki – opowiada Ilona Rechnio.