Bo?
Już wtedy wpadanie w poślizg było dla mnie przyjemnością. A po drugie lubiłem się popisywać swoimi umiejętnościami.
Lubi pan gry komputerowe?
Muszę.
Dlaczego?
Mam sponsora, który jest producentem gier komputerowych. Jestem twarzą gry „Need for Speed – ProStreet”.
Co musi robić twarz gry komputerowej?
Wcześniej nie byłem fanem tego typu zabawy, bo nie potrafiłem dobrze jeździć autem w grach komputerowych. Teraz i tego musiałem się nauczyć.
Pierwszy pana samochód dla kogoś nieznającego się na rzeczy wyglądał jak stary grat. Rozumiem jednak, że był wyjątkowy. Co w nim takiego było?
W porównaniu z innymi autami do driftingu, wartymi nawet 100 tys. euro, które wyglądają jak potwory, mój przypominał malutkiego resoraka. I choć był taki niepozorny, wygrałem nim w 2004 roku swoje pierwsze międzynarodowe zawody rangi mistrzostw Europy. Bardzo go lubię, choć przez lata był kulą u nogi. Włożyłem w niego ogromne pieniądze. Poświęciłem mu bardzo dużo czasu. To był ford escort z 1980 roku. Ten model ma ogromne tradycje rajdowe. Był najszybszym samochodem na szutrach. Z zewnątrz nigdy mi się nie podobał. Ale miał wyjątkowe serduszko.
A teraz czym pan jeździ?
Ogromną maszyną. Nissanem 200SX z dwulitrowym silnikiem 16v turbo, o mocy 200 KM. Jeździ się nim dużo łatwiej niż starym. By się nadawał do driftingu, zmodyfikowałem w nim mnóstwo rzeczy, między innymi układ wydechowy i dolotowy, chargecooler, wtryskiwacze, pompę paliwa, komputer sterujący pracą silnika, chłodnicę wody i oleju. Poprawiłem sprzęgło, zawieszenie, stabilizatory, wahacze i końcówki drążków, i oczywiście hamulce, opony, podniosłem też moc silnika do 300 KM.
Te przeróbki były niezbędne?
Seryjnie nie produkuje się samochodów do driftingu. By osiągać sukcesy, trzeba sobie samemu uszyć samochód jak buty na miarę. Musi być wygodny.
Nie czuje pan, że zdradził swoje stare auto?
Nie. Odstawiłem je dla jego dobra, bo dziadka nie chciałem już męczyć. Technika w ciągu czterech lat tak poszła do przodu, że nie miałbym w nim szans wygrywać. Ale zawdzięczam mu to, że dziś mogę jeździć każdym autem. Staruszek ma u mnie dożywocie.
Po ulicach którym pan jeździ?
Każdym, które jest sprawne. Najczęściej nie swoim, pożyczonym.
Nie ma pan własnego?
Mam sześć własnych aut, ale wszystkie są zepsute.
Dlaczego?
Nie mam czasu ich naprawić.
A nie można ich oddać do mechanika?
Ja jestem mechanikiem.
Tylko sobie pan ufa?
To też, ale tak naprawdę wszystkie te samochody są szczególne, więc sam muszę się nimi zająć.
Według jakiego klucza wybiera pan auta?
Serduszko jest dla mnie najważniejsze. Lubię stare auta. Mam samochód, który kupił mi ojciec, gdy miałem 17 lat. Mam też starą sierrę, która jest amerykańską wersją z nietypowym silnikiem. Nigdy nie była produkowana na rynek europejski. To taka stara babcia, która nie wygląda, a dużo potrafi. Mam również starego forda busa. W poczekalni już drugi rok stoi również duży fiat pikap. Chcę z niego zrobić auto do driftingu. Mam już projekt przeróbek i zmiany karoserii i oczywiście nazwę. To będzie Polish drift machine. Trzeba w nim przede wszystkim zespawać tylny most i podnieść moc silnika.
Jedno z moich aut kupiłem według typowego klucza, to znaczy, bo było ładne. Ale nim nie jeżdżę. Jest niewygodne. Źle się prowadzi. Tak naprawdę do tej pory nie sprzedałem żadnego ze swoich samochodów. Tylko kupuję następne.
Uprawia pan jeszcze jakiś sport oprócz driftingu?
Czasem gram w ping-ponga. Nauczyłem się go jeszcze w szkole. Gdy chcę odreagować stres, lubię pograć w pingla.
Co w życiu przypomina panu sport ekstremalny?
Jazda na motorze, bo jest lepszym niż samochód wyzwalaczem adrenaliny. Ale skok na spadochronie to dla mnie absolutne ekstremum. Koniec mojej adrenalinowej skali.
Skoczył już pan?
Na razie się przygotowuję.
Pierwszy, a zarazem jedyny kierowca z Polski ze sportową licencją D1, która uprawnia do startów w zawodach w kolebce driftingu, w Japonii. W tej chwili zajmuje piątą pozycję w klasyfikacji generalnej mistrzostw Europy w driftingu. Jego kariera zaczęła się cztery lata temu, gdy niespodziewanie zwyciężył Drift Challange na torze w Hockenheim. To dało mu prawo do tytułu mistrza Europy tego niszowego motorowego sportu. Najbardziej dumny jest z ubiegłorocznego zwycięstwa 2 round The European Drift Championship na torze Silverstone w Wielkiej Brytanii. Inne sukcesy Macieja to w 2006 roku ósme miejsce w klasyfikacji generalnej European Drift Championship, a w 2007 miejsce czwarte. Od początku swoją karierę postanowił rozwijać za granicą, twierdząc, że tylko tam ma szansę brać udział w najpoważniejszych imprezach driftingowych w Europie. W Polsce nie startuje jako zawodnik, ale można go podziwiać podczas pokazów. Organizuje natomiast zawody driftingowe. Jest również licencjonowanym instruktorem doskonalenia techniki jazdy. Przez dwa lata był związany z Test & Trening Sobiesława Zasady.