Zaczął się sezon. Wszystkie leżaki zajęte, a wokół basenów trwa niezmienny ranking poziomu opalenizny. Ten błogostan trwa do wczesnej jesieni. Potem zaczynają się kolejki do dermatologa, w gazetach straszą nagłówki ze statystykami, o ile zwiększył się poziom zachorowań na raka skóry, a w drogeriach wystawia się na pierwszy plan kosmetyki likwidujące przebarwienia.
Ten taniec emocji zacznie się dopiero za dwa miesiące. Latem jakoś nikt o tym nie myśli. A ci, którzy myślą, także za nas, mają ponurą świadomość wołającego na puszczy.
[srodtytul]Uświadomieni i paradoksy[/srodtytul]
Dwa lata temu europejscy komisarze ds. zdrowia i konsumentów zajęli się programem ujednolicania oznaczeń na produktach ochrony przeciwsłonecznej. Zdecydowano wówczas, że muszą mieć liczbowe określenia filtrów UVA i UVB oraz słowny opis, np. ochrona wysoka, średnia czy niska. Niestety, zalecenia komisji nie są aktem prawnym, więc nie mają mocy wiążącej. Przykładowo, opatrywanie kosmetyków informacjami typu: „blokada” czy „całkowita ochrona”, powinno być zakazane, ponieważ takie preparaty po prostu nie istnieją. Liczy się jedynie na dobrą wolę producentów. Ta zaś stoi w sprzeczności z efektem marketingowym.
[wyimek]Opatrywanie kosmetyków informacjami typu: „blokada” czy „całkowita ochrona”, powinno być zakazane[/wyimek]