Były krawaty brzydsze i ładniejsze. Bikiniarskie z palmą‚ śledzie z lat 60.‚ szerokie z lat 70.‚ w zwierzątka z 90. Jedwabne i plastikowe. Był zwis męski oraz liczne krawaty otrzymane w prezencie‚ nigdy niewłożone.
Były. Bo dziś jesteśmy świadkami powolnej agonii krawata. Koszula z rozpiętym kołnierzykiem z półoficjalnego staje się rozwiązaniem oficjalnym. Kiedy zobaczyłam japońskich polityków na rozmowach na szczeblu rządowym w Tokio z prezydentem Sarkozym‚ straciłam resztki nadziei‚ że krawat kiedykolwiek odzyska swoją dawną kierowniczą rolę. W czerwcu rozwiązało się amerykańskie Stowarzyszenie Męskiej Garderoby zrzeszające producentów krawatów.
Stopniowe pozbywanie się resztek krawata jest tylko jednym z objawów atrofii tradycyjnego męskiego ubrania. Wypiera je styl pokolenia X: wyrzucona na wierzch koszula‚ sweter‚ dżinsy i adidasy. Generacja urodzona w latach 70. wyrosła na dżinsach‚ Tshirtach i bluzach dresowych. Jej przedstawiciele znają tylko rozmiary: mały‚ średni i duży. Garnitur szyty na miarę to dla nich egzotyka‚ a deska do prasowania – niepotrzebny grat w domu.
W książce "Reading trough clothes" amerykańska historyk sztuki Ann Hollander pisze: "garnitur był mundurem‚ który przetrwał przez stulecia". Gdy spojrzeć w jeszcze niedawną przeszłość, widać‚ że świat wyglądał inaczej. W latach 60. i 70. facet nie wyszedłby na ulicę bez marynarki i krawata. Robotnik koszulę nosił flanelową‚ krawat zakładał raczej tylko w niedzielę‚ ale marynarka była składnikiem codziennego ubrania. Podkoszulek pozostawał częścią garderoby uważaną za bieliznę.
Kody ubraniowe rozluźniły się już mocno po rewolucji młodzieżowej 1968 roku‚ ale reguły pękły dopiero na początku lat 90.