W Suchej Beskidzkiej i Chabówce lokomotywy buchały dymem i parą i rozpędzały się nawet do 50 km/h. Można było się przejechać w kabinie maszynisty.
Na Dworcu Głównym w Krakowie parowóz i stare wagony wyróżniały się z daleka. Frekwencja rewelacyjna. Ci, co wsiedli na najbliższej stacji, musieli stać na korytarzach.
Atmosfera trochę jak w przedszkolu, co najmniej połowa pasażerów to małe dzieci. Wszystkiego są ciekawe, bo pierwszy raz w życiu jadą pociągiem.
Pociąg jest rozgadany, rozmawiają dzieci z rodzicami i zupełnie obcy sobie pasażerowie. Wspominają, że w dzieciństwie jechali takim wagonem albo 20 lat temu widzieli parowóz na stacji. Prawie w każdym przedziale siedzi jakiś pasjonat starych lokomotyw.
Tomasz Domżalski jechał całą noc z Warszawy, by zdążyć na 8.15 na ten pociąg retro z Krakowa do Suchej Beskidzkiej. – Żeby zobaczyć na własne oczy lokomotywy, poczuć zapach dymu, stanąć obok żelaznego potwora, poczuć bijące od niego ciepło i tę moc – mówi podekscytowany.