Tej jesieni, jak lśniąca muszla kosmicznego mięczaka, wyląduje w nowojorskim Central Parku pawilon z „przenośną sztuką” zaprojektowany przez Zahę Hadid dla Chanel.
Holender Rem Koolhaas, druga gwiazda architektury, zmieni mediolańską starą destylatornię w nowoczesną galerię dla Fondazione Prada, słynnej włoskiej marki mody. Do zgranego duetu wielkiej mody i wielkiej architektury dołącza niesubordynowana sztuka. Niebezpieczne związki?
Opakowanie bywa najlepszą reklamą. W Polsce znane domy mody na swoje siedziby wybierają reprezentacyjne ulice, stroniąc od blichtru galerii handlowych. Natomiast na świecie budują własne sklepy według projektów najlepszych architektów, często wiążąc się z zaufaną pracownią na dłużej: na przykład dla Louisa Vuittona budynki z wyrazistym deseniem na elewacji od 1999 roku projektuje Jun Aoki.
Jak owocna bywa taka współpraca, widać w okolicach tokijskiego bulwaru Omotesand?. Sklepy słynnych marek projektowali tu Kengo Kuma, Tadao Ando, Toyo Ito, Herzog & de Meuron. Niektóre bardzo innowacyjne, dalekie od aseptycznych komercyjnych wzorców.
Takim słynnym „produktem ubocznym” strategii marketingowej, który z daleka przyciąga klientów, jest tu realizacja szwajcarskiego biura Herzog & de Meuron dla Prady (2003). Szklana skóra budynku połyskuje, jak u jakiegoś morskiego stworzenia. Okna są i płaskie, i wypukłe jak soczewka, przezroczyste lub matowe, gdy kryją przymierzalnie. Nieregularna geometria bryły przekłada się też na układ wnętrz – sufity mają różny kąt nachylenia.