Dwudziestolecie międzywojenne – to były dwie odmienne dekady. Podczas pierwszej w euforii odrabiano zaległości i doganiano światowe trendy; drugą znamionował narastający kryzys i społeczne niepokoje.
Po zakończeniu I wojny słaba płeć stała się liczebną większością – niestety często owdowiałą. Trochę z musu panie przejęły męskie obowiązki i profesje. Polska znalazła się w awangardzie krajów‚ które dały kobietom prawo wyborcze (po Australii i Finlandii‚ jednocześnie z Austrią i Niemcami).
Do wielkiego kryzysu królował luz. Spędzanie wolnego czasu na łonie rodziny? Nudziarstwo. Teraz wychodziło się do miasta. Już nie salon‚ lecz ulica dyktowała modę i styl bycia; dostarczała świeżych plotek z kręgów polityki i kultury. Wypadało więc bywać. Gdzie? W ciągu dnia – kawiarnia; po południu – kino‚ wieczorem – kabaret‚ wreszcie nocny klub z tańcami przy improwizacji jazzowej. Kogo nie było stać na taki luksus‚ słuchał szlagierów z gramofonu lub z radia. Nowe rozrywki popularyzowały reklamy – na plakatach‚ potem też emitowane na falach eteru.
Obywatelki II RP nie chciały wyglądać jak matki Polki. Ich ideałem był podlotek z grzywką na oczach i trwałą na obciętych włosach. Chłopczyca bez bioder i biustu o „skandalicznych” obyczajach‚ zaciągająca się papierosem i szalejąca do rana na modnych dancingach. Wzorem – Zuta Młodziakówna z „Ferdydurke” Gombrowicza (sportretował pannę międzywojnia dopiero w 1937 roku). Modny look lat 20. wymagał wysportowanej sylwetki‚ smukłych łydek obciągniętych nylonami‚ umalowanych ust i paznokci. Za szczyt szyku i tupetu uchodziło publiczne poprawianie urody‚ z użyciem szminki (pokazały się pomadki w sztyfcie) i puderniczki. Po 1929 roku kobiety stały się znowu bardziej kobiece. I demoniczne jak gwiazdy ekranu.