Historia obrony dworca pokazuje, że warto walić głową w mur. Dwa lata trwała batalia, w której miłośnicy jego nieoczywistego piękna przekonywali, że należy oddzielić walory architektoniczne budynku od opłakanego stanu, w jakim się on znajduje. Mimo że wstawiali się za nim specjaliści z całego świata, czołowi polscy i zagraniczni architekci, m.in. Robert Konieczny czy Odile Decq, sprawa wydawała się przesądzona.
Dworzec uchodził za najobrzydliwsze miejsce w mieście, brudne, śmierdzące uryną, niebezpieczne po zmroku. Gdy w końcu października na antenie Polskiego Radia rzecznik PKP Michał Wrzosek publicznie ogłosił plan jego zburzenia – niespodziewanie rozdzwoniły się telefony, mieszkańcy miasta listami protestacyjnymi zasypali lokalną prasę i Ministerstwo Infrastruktury.
– Nie organizując w ogóle protestu, spotkaliśmy się z ogromnym poparciem, ogromnym – relacjonuje dr Irma Kozina, historyk sztuki z Uniwersytetu Śląskiego. – Okazało się, że katowiczanie to obywatelska społeczność naprawdę zainteresowana tym, co się tu dzieje. Przez te dwa lata ludzie dostrzegli, że te kielichy to są takie wielkie palmy, przestrzenne rzeźby. Pod presją opinii publicznej PKP ogłosiło, że wprawdzie zamierza zburzyć 90 procent powierzchni dworca, lecz najwartościowsza architektonicznie część, główna hala z dwoma rzędami betonowych kielichów i podtrzymywanym przez nie stropem, będzie zachowana.
Dworzec budowany w latach 1959 – 1972 w tzw. stylu béton brut zaprojektowała grupa wybitnych architektów zwanych warszawskimi tygrysami (Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński i Eugeniusz Wierzbicki). Autorem inżynierskiej konstrukcji jest Wacław Zalewski, ten sam, który wymyślił wiszący dach zburzonego warszawskiego Supersamu, dziś emerytowany profesor Massachusetts Institute of Technology (ponoć już jego praca doktorska była tak rewelacyjna, że sam dziekan zaproponował, że mu brudnopis tej pracy przepisze, byle tylko Zalewski dał ją wreszcie do obrony).
Obecnie hala zastawiona jest słupami reklamowymi, straganami, w których się sprzedaje gazety, czapki, napoje z automatów, fast food. Trudno dostrzec rytm, jaki tworzą monumentalne, stożkowe filary. Kielichy, których całe „brutalne” piękno ujawnia się w nagości, zastawiono i częściowo zamalowano, ukrywając unikatową fakturę surowego betonu – ślady szalunku z nieheblowanych desek, wyraźne sęki i drzazgi.