[b]RZ: Jak wiele zależy od urody? Czy piękni ludzie mają większe szanse na sukces i szczęście?[/b]
[b]Dr Joanna Heidtman*:[/b] Przywiązujemy niebywałą wagę do atrakcyjności zewnętrznej. Świetnie pokazują to statystyki – wydajemy masę pieniędzy na wszystko, co wiąże się z korygowaniem, utrzymywaniem i pielęgnacją urody. Na zabiegi pielęgnacyjne i kosmetyczne poświęcamy ogromnie dużo czasu. A przecież wydawałoby się, że dzięki nauce, religii, sztuce, literaturze ludzie wiedzą o sobie samych już na tyle dużo, by nie skupiać się wyłącznie na urodzie. Tymczasem powierzchowność niesamowicie nas zajmuje. Zwracanie uwagi na atrakcyjność fizyczną ma bardzo mocne fundamenty. Przede wszystkim wiąże się z naszą ewolucją gatunkową. Uroda kobiety, rozumiana jako gładka skóra, błyszczące włosy, harmonijne kształty ciała, świadczyła kiedyś o jej zdolności reprodukcyjnej. Ludzie z takimi cechami najczęściej wybierani byli na partnerów. W naszym mózgu są więc zaprogramowane instynktowne, atawistyczne reakcje związane z urodą. Parafrazując tytuł jednej z książek, można więc powiedzieć, że przetrwali najpiękniejsi. Od kiedy człowiek nieco się ucywilizował i zaczął upiększać swoje otoczenie, pracuje też nad swoją urodą – przyozdabia ciało i koryguje jego mankamenty. Z tej pierwotnej potrzeby osiągania sukcesu reprodukcyjnego wzięła się więc potrzeba poprawiania urody. Dziś już nie tylko malujemy i pudrujemy twarze, ale możemy też spowolnić proces starzenia się dzięki kosmetykom i względnie trwale zmienić coś dzięki chirurgii. Ten proces jest jeszcze bardzo silnie wzmacniany przez presję społeczną.
[b]Co to znaczy?[/b]
Pamiętam, gdy w latach 80. pewna dziewczyna wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Żadnej chyba kobiecie w Polsce w tych czasach nie przyszło do głowy, by golić nogi albo depilować owłosienie na twarzy. Ona, choć miała silne owłosienie, wcześniej zupełnie dobrze się z tym czuła. W Ameryce nie tylko spostrzegła, że kobiety inaczej wyglądają, ale wręcz zwrócono jej uwagę, że powinna coś zrobić z tym „zarostem”. Gdy wróciła do Europy, w Polsce panowała już inna rzeczywistość i depilacja była coraz bardziej powszechna, a dziś tej kobiecie w ogóle nie mieści się w głowie, jak kiedyś mogła tak się nosić. To pokazuje, jak względne są kanony urody i estetyki – co jest oczywistością, a co fanaberią i gdzie leży granica między nimi. A pojęciami tymi steruje otoczenie społeczne.
[b]Ludzie łatwo poddają się takim naciskom i ta granica ciągle się przesuwa. Gdzie powinniśmy ją sobie postawić?[/b]