Uroda zapewnia przychylność ludzi

- Wydajemy masę pieniędzy na wszystko, co wiąże się z korygowaniem, utrzymywaniem i pielęgnacją urody - mówi dr Joanna Heidtman, psycholog i socjolog

Publikacja: 24.04.2009 15:00

Dr Joanna Heidtman

Dr Joanna Heidtman

Foto: Rzeczpospolita

[b]RZ: Jak wiele zależy od urody? Czy piękni ludzie mają większe szanse na sukces i szczęście?[/b]

[b]Dr Joanna Heidtman*:[/b] Przywiązujemy niebywałą wagę do atrakcyjności zewnętrznej. Świetnie pokazują to statystyki – wydajemy masę pieniędzy na wszystko, co wiąże się z korygowaniem, utrzymywaniem i pielęgnacją urody. Na zabiegi pielęgnacyjne i kosmetyczne poświęcamy ogromnie dużo czasu. A przecież wydawałoby się, że dzięki nauce, religii, sztuce, literaturze ludzie wiedzą o sobie samych już na tyle dużo, by nie skupiać się wyłącznie na urodzie. Tymczasem powierzchowność niesamowicie nas zajmuje. Zwracanie uwagi na atrakcyjność fizyczną ma bardzo mocne fundamenty. Przede wszystkim wiąże się z naszą ewolucją gatunkową. Uroda kobiety, rozumiana jako gładka skóra, błyszczące włosy, harmonijne kształty ciała, świadczyła kiedyś o jej zdolności reprodukcyjnej. Ludzie z takimi cechami najczęściej wybierani byli na partnerów. W naszym mózgu są więc zaprogramowane instynktowne, atawistyczne reakcje związane z urodą. Parafrazując tytuł jednej z książek, można więc powiedzieć, że przetrwali najpiękniejsi. Od kiedy człowiek nieco się ucywilizował i zaczął upiększać swoje otoczenie, pracuje też nad swoją urodą – przyozdabia ciało i koryguje jego mankamenty. Z tej pierwotnej potrzeby osiągania sukcesu reprodukcyjnego wzięła się więc potrzeba poprawiania urody. Dziś już nie tylko malujemy i pudrujemy twarze, ale możemy też spowolnić proces starzenia się dzięki kosmetykom i względnie trwale zmienić coś dzięki chirurgii. Ten proces jest jeszcze bardzo silnie wzmacniany przez presję społeczną.

[b]Co to znaczy?[/b]

Pamiętam, gdy w latach 80. pewna dziewczyna wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Żadnej chyba kobiecie w Polsce w tych czasach nie przyszło do głowy, by golić nogi albo depilować owłosienie na twarzy. Ona, choć miała silne owłosienie, wcześniej zupełnie dobrze się z tym czuła. W Ameryce nie tylko spostrzegła, że kobiety inaczej wyglądają, ale wręcz zwrócono jej uwagę, że powinna coś zrobić z tym „zarostem”. Gdy wróciła do Europy, w Polsce panowała już inna rzeczywistość i depilacja była coraz bardziej powszechna, a dziś tej kobiecie w ogóle nie mieści się w głowie, jak kiedyś mogła tak się nosić. To pokazuje, jak względne są kanony urody i estetyki – co jest oczywistością, a co fanaberią i gdzie leży granica między nimi. A pojęciami tymi steruje otoczenie społeczne.

[b]Ludzie łatwo poddają się takim naciskom i ta granica ciągle się przesuwa. Gdzie powinniśmy ją sobie postawić?[/b]

Jestem w tej kwestii pesymistką – trudno mi sobie wyobrazić, czy w ogóle człowiek może sobie tę granicę wytyczyć. Czasem aż boję się pomyśleć, jak będziemy wyglądać za 100 czy 200 lat.

[b]A co ze zwykłymi, przeciętnie urodziwymi ludźmi, którzy nie decydują się na radykalne zabiegi choćby z braku pieniędzy? Jak mogą się dziś odnaleźć?[/b]

W społeczeństwie dążącym niemal do fizycznej doskonałości presja na poprawianie urody jest bardzo silna, zwłaszcza wobec kobiet. Presja powoduje potrzebę, a nie robimy przecież tylko tych rzeczy, na które nas stać. Nawet ci, którzy nie mogą sobie na to pozwolić, sięgają po kartę kredytową i płacą za wybielanie zębów, zabiegi kosmetyczne, operacje plastyczne. To powszechne zjawisko np. w Brazylii, Wenezueli. W naszym społeczeństwie jest to jeszcze rzadkość, czasem poddawanie się zabiegom chirurgii plastycznej postrzegane jest wręcz jako fanaberia, presja nie jest jeszcze tak powszechna. Mamy jeszcze nieco inne oczekiwania i normy dotyczące atrakcyjności fizycznej i starzenia się niż np. mieszkańcy Stanów Zjednoczonych. Ale im więcej osób koryguje nosy, biusty i zęby, tym bardziej staje się to wymogiem, a im silniejszy wymóg, tym więcej osób to robi. To nakręcająca się spirala.

[b]Jakie zyski ze swej urody czerpią osoby atrakcyjne?[/b]

Badania wskazują, że reagujemy bardziej pozytywnie na osoby, które mają ładną powierzchowność. Amerykańscy psychologowie społeczni przeprowadzili mnóstwo badań, które pokazywały, że ludzie urodziwi uzyskiwali więcej także w dziedzinach teoretycznie w ogóle z urodą niezwiązanych. W jednym z takich badań ludzie otrzymywali opis przestępstwa i osoby, która je popełniła, by – niczym przysięgli – orzekali karę. Opis zawsze był ten sam, wymieniano jednak zdjęcie podsądnego. Ewidentnie w przypadku fotografii osób, które były bardziej atrakcyjne, wydawano mniej surowe wyroki. To pokazuje, jak dużą nieuwagę wykazujemy, gdy mamy do czynienia z ładnymi ludźmi. Atrakcyjność fizyczna jest przenoszona na inne sfery. Obserwujemy tu tzw. efekt aureoli: jeżeli ktoś jest ładny, oczekujemy od razu, że pewnie jest też dobry, sympatyczny, zdolny. Jeśli ktoś jest brzydki, zakładamy podświadomie, że jest niemiły, mało pomocny, ma niewielkie poczucie humoru. Być może takie postrzeganie ludzi jest wyuczone, nabywamy takich prostych skojarzeń jako dzieci. Dobrzy bohaterowie bajek, jak księżniczki i królewicze, są przecież zawsze ładni, a postaci niedobre – jak Baba Jaga – są szpetne.

[b]Z tego punktu widzenia poprawianie urody ma sens. [/b]

Tak. To właśnie ten drugi fundament ogromnego przywiązywania wagi do wyglądu zewnętrznego. Jesteśmy świadomi, że uroda zapewnia nam przychylność ludzi, staramy się więc być piękni.

[b]Dla urody ludzie gotowi są cierpieć. Operacje plastyczne wiążą się przecież z bolesną rehabilitacją, nie mówiąc już o możliwych powikłaniach.[/b]

Wszystko zależy też od indywidualnej pewności siebie, obrazu samego siebie. Jeśli jest on zaburzony, to potrzeba, by poprawiać siebie na zewnątrz, będzie większa. A zadowolenie z efektów operacji plastycznej, nawet najbardziej udanej, zależy od tego, jakie deficyty wewnętrzne pacjent kompensuje sobie korektami na zewnątrz. Im wewnętrzne problemy poważniejsze, tym krótszy efekt zewnętrzny. Pewność siebie i poczucie własnej wartości wzrosną na chwilę po operacji, ale deficyt wewnętrzny pozostanie, więc taki człowiek decyduje się na kolejną korektę ciała. Tak popada się w uzależnienie od operacji plastycznych. Ale chirurgia nie uleczy psychiki. Dziś znacznie łatwiej jest zrobić sobie korygujący zabieg plastyczny, niż uporządkować to, co zaburzone w środku. Operację ktoś wykonuje za nas, zmiana dokonuje się w kilka godzin i najczęściej pod znieczuleniem. Pracę wewnętrzną trzeba wykonać samemu i zajmuje ona znacznie więcej czasu. Skonfrontowanie się z problemami wewnętrznymi często jest bardziej dotkliwe niż ból po operacji.

[b]Czy pacjenci przed operacją plastyczną powinni być więc kierowani na konsultacje psychologiczne?[/b]

Jestem o tym przekonana. Przecież nawet gabinety kosmetyczne kierują na konsultację dermatologiczną przed zabiegami, a ich ewentualne niepożądane skutki są nieporównywalnie mniejsze niż powikłania po operacjach plastycznych. Poza tym po poważnym zabiegu chirurgicznym trzeba też liczyć się ze zmianą postrzegania samego siebie. Nawet jeśli zmienimy fryzurę, przez kilka dni czujemy się jakieś inne, znajomi mówią: ledwo cię poznałem. Mamy lekko zaburzone poczucie własnej tożsamości. Istotna zmiana w kształcie naszego ciała musi więc w owym poczuciu tożsamości wywołać wręcz rewolucję. Wszyscy spodziewamy się, że taka zmiana rzutuje korzystnie na psychikę, że poczujemy się piękni i atrakcyjni, ale nie sposób przewidzieć własnej reakcji. Człowiek jest bardzo silnie związany ze swoim zewnętrznym wizerunkiem.

[b]Czy chirurgia plastyczna może być lekarstwem na starzenie się?[/b]

Na pewno nie. Zachodnie społeczeństwo wytworzyło normy, które są w sprzeczności z naturą. Negujemy upływ czasu, starość, przemiany ciała. Akceptujemy tylko to, co jest piękne i młode. A przecież i tak się zestarzejemy. Gorączkowe starania, by zatrzymać naturalne procesy i czas, są smutne. Szczególnie żałosne jest to w Stanach Zjednoczonych – starsze panie ubrane jak nastolatki, z twarzami ponaciąganymi we wszystkie strony kolejnymi operacjami. Tymczasem na przykład w wielu kulturach Wschodu ludzie pięknie się starzeją. Żyją inaczej, częściej się uśmiechają, zmarszczki nie układają się na ich twarzach w bruzdy, które zapisują negatywne emocje. Poza tym dla nich naturalne jest poddawanie się kolejnym etapom życia, zmianom w urodzie, w funkcjonowaniu ciała. A w naszym społeczeństwie nie dbamy o siebie…

[b]Mówiła pani, że pielęgnujemy ciało do przesady.[/b]

Nie dbamy, czyli nie szanujemy własnego organizmu. Nie myślimy o zdrowiu, o sobie jako całości psychofizycznej. W innych kulturach dbałość o homeostazę jest wielka. Gimnastyka, medytacja, dieta – wszystko ma znaczenie. W ten sposób ludzie długo zachowują młodość ducha i ciała, piękno i witalność. A my chcemy wszystkiego szybko, łatwo, choćby i byle jak. Eksploatujemy się nadmiernie, zaniedbujemy równowagę psychofizyczną. Objadamy się, a potem robimy liposukcję. Nie dosypiamy, palimy papierosy, jemy byle co, a potem fundujemy sobie lifting albo operację worków pod oczami. Traktujemy ciało jak instrument, a to do niczego dobrego nie prowadzi.

[b]Do klinik chirurgicznych zgłasza się coraz więcej osób, które to partnerzy namawiają na korektę urody, albo dzieci, którym rodzice fundują upiększające operacje.[/b]

Ani dzieci, ani dorośli nie będą po takich operacjach szczęśliwsi i bardziej pogodzeni ze sobą. Trudno winić człowieka, że nie ma pewności siebie, skoro od najbliższych dostaje komunikat: coś z tobą jest nie tak. Kobieta, która zaufała swojemu partnerowi, a on nie daje jej akceptacji, nie będzie czuła się pewnie i stabilnie. Pewności siebie nie budujemy z niczego, ale dzięki otoczeniu. Wiele z tego, jak postrzegamy siebie, pochodzi od tego, jakie sygnały odbieramy od innych, którzy są dla nas ważni.

[b]A kiedy operacja plastyczna może rzeczywiście pomóc? Czy chirurgia może być wyjściem na przykład dla tych, którzy od dzieciństwa cierpią z powodu ogromnego nosa lub odstających uszu?[/b]

Trzeba byłoby przede wszystkim wyznaczyć normę, od której mierzymy takie drastyczne odstępstwa, w zły sposób przyciągające uwagę. Korekta chirurgiczna byłaby wówczas uleczeniem takiego problemu. Ale są osoby poważnie odbiegające wyglądem od normy, które zupełnie dobrze radzą sobie w życiu, a ich otoczenie owych rzekomych defektów nie dostrzega. Najważniejsze więc jest to, jak sami siebie widzimy i traktujemy. Chirurgia plastyczna powstała nie po to, by powiększać biusty, ale by leczyć – ratować ludzi z poważnymi wadami wrodzonymi, po poparzeniach albo oszpecających wypadkach. Przyzwyczailiśmy się już jednak, że z pomocą medycyny poprawiamy urodę. Rozumiem, dlaczego tak się dzieje, ale dobrze byłoby, żeby dla kogoś, kto poddaje się zabiegowi, był on rzeczywiście kosmetyką związaną z estetyką, nie zaś tym, co ma ratować pewność i akceptację samego siebie. Jeśli zabiegom poddają się osoby z uporządkowanym wnętrzem, ich uroda staje się dla innych miłym bodźcem estetycznym, a w tym nie ma nic złego. Z przyjemnością patrzymy przecież na pięknych ludzi z harmonijnymi rysami i kształtami ciała. Nie może to jednak zastąpić wewnętrznego piękna. Ważne, by wszystkie aspekty naszego ja były w równowadze.

[ramka][b]* Dr Joanna Heidtman[/b] jest psychologiem i socjologiem.

W Pracowni Badania Procesów Grupowych Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego zajmuje się badaniami eksperymentalnymi władzy i konfliktu. Jest szefem firmy konsultingowo-szkoleniowej Heidtman & Piasecki. Pracuje jako doradca i prowadzi treningi interpersonalne, szkolenia menedżerskie, zajęcia z negocjacji, komunikacji i technik pracy z grupą.[/ramka]

[b]RZ: Jak wiele zależy od urody? Czy piękni ludzie mają większe szanse na sukces i szczęście?[/b]

[b]Dr Joanna Heidtman*:[/b] Przywiązujemy niebywałą wagę do atrakcyjności zewnętrznej. Świetnie pokazują to statystyki – wydajemy masę pieniędzy na wszystko, co wiąże się z korygowaniem, utrzymywaniem i pielęgnacją urody. Na zabiegi pielęgnacyjne i kosmetyczne poświęcamy ogromnie dużo czasu. A przecież wydawałoby się, że dzięki nauce, religii, sztuce, literaturze ludzie wiedzą o sobie samych już na tyle dużo, by nie skupiać się wyłącznie na urodzie. Tymczasem powierzchowność niesamowicie nas zajmuje. Zwracanie uwagi na atrakcyjność fizyczną ma bardzo mocne fundamenty. Przede wszystkim wiąże się z naszą ewolucją gatunkową. Uroda kobiety, rozumiana jako gładka skóra, błyszczące włosy, harmonijne kształty ciała, świadczyła kiedyś o jej zdolności reprodukcyjnej. Ludzie z takimi cechami najczęściej wybierani byli na partnerów. W naszym mózgu są więc zaprogramowane instynktowne, atawistyczne reakcje związane z urodą. Parafrazując tytuł jednej z książek, można więc powiedzieć, że przetrwali najpiękniejsi. Od kiedy człowiek nieco się ucywilizował i zaczął upiększać swoje otoczenie, pracuje też nad swoją urodą – przyozdabia ciało i koryguje jego mankamenty. Z tej pierwotnej potrzeby osiągania sukcesu reprodukcyjnego wzięła się więc potrzeba poprawiania urody. Dziś już nie tylko malujemy i pudrujemy twarze, ale możemy też spowolnić proces starzenia się dzięki kosmetykom i względnie trwale zmienić coś dzięki chirurgii. Ten proces jest jeszcze bardzo silnie wzmacniany przez presję społeczną.

Pozostało 86% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"