22-letni Tomek trudni się handlem wirtualnymi przedmiotami od dwóch lat. Mówi, że ponieważ złoto jako takie należy do producenta gry i nie można nim handlować – zwykle sprzedaje się czas potrzebny na jego zdobycie, czyli na przykład cztery godziny grania.
Na jednym z forów internetowych znajduje się wpis gracza, który zarobkowo handluje wirtualną walutą. Pisze, że kupuje ją w serwisach zagranicznych za gotówkę, a potem po wyższej cenie sprzedaje na polskiej aukcji. Potrafi w ten sposób zarobić od 2,5 do 5 tys. zł.
Dawid, który wirtualnymi przedmiotami handluje od czterech lat, rozpoczynał od gry „Ogame”, i w pierwszym miesiącu miał ok. tysiąca złotych przychodu. Zajmował się surowcami, takimi jak metal i kryształ. – Potem moje przychody zwiększyły się do ponad 10 tysięcy złotych miesięcznie. Takich jak ja handlarzy wirtualnymi surowcami było w Polsce trzech. Wszyscy mieli podobne przychody – mówi. Obecnie ma dwóch stałych klientów, którzy miesięcznie wydają na wirtualne gadżety ok. 2 tys. złotych. Tych, którzy chcą coś kupić za 50 czy 100 zł, Dawid nie obsługuje, uważając to za stratę czasu.
Wśród klientów Dawida zdarzają się osoby uzależnione psychicznie od gier online. – Bywało, że czułem się jak diler. Ktoś na przykład chciał ode mnie kupić jakiś przedmiot, a ja nie chciałem mu go sprzedać. Takie osoby potrafiły specjalnie logować się na inne konto GG (Gadu-Gadu – red.), słać mi posty z przeprosinami, prosząc jednocześnie, żebym odsprzedał im „towar” – mówi. [wyimek]Bywa, że po zakup wirtualnego przedmiotu dla swoich dzieci zgłaszają się rodzice[/wyimek]
Zdarzają się też tzw. ludzie sukcesu, czyli osoby, które w rzeczywistym świecie są spełnione i mają dość pieniędzy, żeby obnosić się ze swoją niezależnością również w grach online. Dawid opowiada o przypadku gracza, który kupił wyposażenie Gwiazdy Śmierci (w grze „Star Wars” – stacja bojowa wyposażona m.in. w 5000 baterii turbolaserowych, po 2500 dział laserowych i jonowych, z milionem żołnierzy i personelu, 600 dywizjonami myśliwców). Statek ten z punktu widzenia gry był mu w ogóle niepotrzebny. – Zauważyłem, że klient chciał go mieć tylko dlatego, że była to najpotężniejsza jednostka w grze – mówi Dawid.
Bywa, że po zakup wirtualnego przedmiotu dla swoich dzieci zgłaszają się rodzice. Zwykle wydają na ten cel 30 – 50 zł. Dawid wspomina, że jedną z jego klientek była matka, która swojemu synowi kupowała wirtualne przedmioty trzy razy w tygodniu. Ostatnio zwrócił się do niego mężczyzna, który za zatruty miecz z „Metina” (gra fantasy o świecie Dalekiego Wschodu) gotów jest zapłacić 1500 zł.