Być może. I wróciłam do Różewicza i jako asystent zaczęłam głębiej analizować jego teksty. Gdy na 14 lutego przygotowywałam koncert w Starej Prochoffni, paradoksalnie sięgnęłam po „Walentynki”. Później wykonałam ten utwór we Wrocławiu. Obecni podczas tamtego koncertu ludzie z urzędu miasta namówili mnie, by spróbować zrobić całą płytę z tekstami Różewicza. Musiałam tylko zdobyć jego zgodę.
[link=http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/525510_Wodze_oczami_za_wyjatkowa_poezja.html]Czytaj więcej w Życiu Warszawy[/link]
[ramka]
[b]Ludożerca w kalejdoskopie[/b]
Karolina Cicha jest piekielnie zdolną wokalistką, wyborną multiinstrumentalistką i całkiem niezłą kompozytorką. Zazwyczaj. Jeśli dwa pierwsze z jej talentów nie pozostawiają miejsca na jakiekolwiek dyskusje, o tyle z tym trzecim bywa różnie. Na tej akurat płycie nie najlepiej. Cicha zdecydowanie przesadziła tu z ilością wątków. Style, brzmienia i klimaty wirują tu jak w kalejdoskopie, zmieniając się wielokrotnie w trakcie dosłownie każdego utworu. Czasem pewnie uzasadnia to groteskowość tekstu, kiedy indziej potrzeba zbudowania w utworze jakiegoś napięcia, ale częściej jest to zwykła kompozytorska brawura, z której niewiele wynika. Zwłaszcza że zmiany bywają karkołomne. Patetyczny punk potrafi np. przeistoczyć się w delikatny swing, a mocne gitarowe granie w duchu późnego King Crimson w kabaretową piosenkę rodem z lat 40. XX wieku.„Do ludożerców” to płyta bardzo teatralna. Cicha usiłuje po aktorsku interpretować teksty Różewicza, posiłkując się rockową energią. Pod względem wykonania wypada to znakomicie – i Cicha, i jej muzycy okazują się jednym z najlepszych rockowych zespołów w kraju. Kłopot w tym, że jest to zespół z przerostem ambicji – słucha się go z podziwem, ale bez zainteresowania. Cóż, może tego właśnie słuchają ludożercy?
[i]Wojciech Lada[/i]