Archiwalna rozmowa ze Swietłaną Aleksijewicz

Swietłana Aleksijewicz, białoruska reporterka, mówi o głodzie prawdy, popularności reportażu, końcu ideałów i bezradności pisarzy

Publikacja: 02.12.2010 00:28

Archiwalna rozmowa ze Swietłaną Aleksijewicz

Foto: Wydawnictwo Czarne

Rz: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to zbiór opowieści kobiet z byłego ZSRR, które walczyły na frontach II wojny światowej. We wcześniejszych pani książkach mówiły ofiary Czarnobyla, odratowani samobójcy, młodzi weterani wojny w Afganistanie. Dlaczego zbiera pani głosy i publikuje je niemal bez komentarza?

Swietłana Aleksijewicz: Żyjemy w czasach, w których informacji jest za dużo, nie ufamy nikomu. W świecie socjalistycznym prawda nikogo nie interesowała, była tylko ideologia. Wojna przez 70 lat stanowiła jedyne usprawiedliwienie istnienia Związku Radzieckiego, a prawdy o niej do dziś nikt nie zna. Za najlepszą uznałam taką formę, dzięki której do czytelnika mówi samo życie. Chcę podkreślić – nie zajmuję się historią wojny, ale historią ludzkich uczuć. Najistotniejsze, żeby czytelnik ujrzał przed sobą nie kobietę radziecką, ale istotę, która znalazła się w wirze wojny.

Jak pani myśli, skąd się bierze rosnąca popularność reportażu?

Ludzie chcą poznać historie u źródła, dostać je z pierwszej ręki, a nie już przerobione, zinterpretowane. Pracuję zgodnie ze sztuką dziennikarską, zachowuję rytm języka, wpisuję do książki także odgłosy otoczenia i z tego chaosu formuję prawdę. Wiem, że u was toczy się dyskusja o dorobku Kapuścińskiego. To spór niezwykle ważny – dotyka pryncypiów tego zawodu.

Książkę „Wojna nie ma...” opatrzyła pani datami 1978 – 2004 r. Poświęciła jej pani szmat życia. Co jest najtrudniejsze w zbieraniu cudzych opowieści?

Najtrudniej uwolnić człowieka od banalności, którą zalewają nas media. Żeby wydobyć prawdę z kobiety, musiałam spędzić z nią dużo czasu. Dopiero wtedy mówiła językiem Dostojewskiego. Najciężej było im opowiadać nie o śmierci, ale o życiu na wojnie. O tym, jak szły w upale, podczas miesiączki – z przodu oddziały żeńskie, za nimi mężczyźni. Mieli dość przyzwoitości, by nie zauważać zakrwawionych nóg i śladów na piasku. Ale je ogarniał straszny wstyd. Zaczynało się bombardowanie, mężczyźni kryli się w lesie, a one biegły do rzeki, byle się umyć. Wiele z nich w tej wodzie zginęło. Kiedy moja książka ukazała się w Rosji, początkowo we fragmentach, wszyscy byli jej przeciwni. Opowieści kobiet łamały dwa kanony wyobrażeń o wojnie: sowiecki i męski. Cenzorzy pytali: „Po co pani pisze o menstruacji? O tym, że kobiety chodziły w spodniach? Czemu nie o walce i bohaterstwie?”. A mnie jedna z pań na pytanie, co na wojnie było najstraszniejsze, odpowiedziała: „Myślisz, że umieranie? Nie – chodzenie przez cztery lata w męskich gaciach”.

Pani bohaterki mówią: „Takich ludzi jak my już nigdy nie będzie. Takich idealistycznych, naiwnych, ale i szczerych, przekonanych, że ojczyzna jest ważniejsza niż życie”. Czy w tym sensie człowiek radziecki przeszedł do historii?

Odpowiem historią z Pietrozawodska w Karelii. Miasto zostało już wyzwolone przez Armię Czerwoną. Niemcy się wycofywali, rozstrzeliwali jeńców. Była wśród nich tłumaczka, ładna dziewczyna. Niemiecki oficer nie chciał jej zabijać, namawiał: „Muszę mieć powód, żeby cię ocalić. Powiedz publicznie, że Stalin jest gównem, a pójdziesz wolno”. Odmówiła. Dzisiaj młody człowiek bez wahania powiedziałby to o Putinie, żeby ratować skórę. W sowieckich szkołach uczono nas nie żyć, ale umierać. Kochać ojczyznę i rodziców, heroizm i śmierć – to ją uwielbialiśmy, bo była piękna. Tej wiary z pewnością już nie ma.

Po latach emigracji wróciła pani na Białoruś. Jak się tam żyje opozycyjnej pisarce?

Moje książki się nie ukazują, są wydawane w Rosji i przewożone do kraju. W zeszłym roku dzięki naciskom Unii Europejskiej reżim trochę zelżał. Odbyły się targi książki, byłam ich gościem. Bardzo się zdziwiłam, bo w kolejce po autograf stanęło dwieście osób. To mobilizuje. Mieszkałam we Włoszech, Francji, w Berlinie, ale teraz już nie wyjadę. Obiecałam wnuczce.

Jak radzą sobie inni pisarze, artyści?

Niezależna kultura białoruska ukryła się w katakumbach, żyje tylko w krajach ościennych. Mamy dwa związki pisarzy – jeden posłuszny Łukaszence, a drugi demokratyczny. I tak samo jest z innymi środowiskami twórczymi. U nas kultura zawsze rozwijała się w opozycji do władzy, teraz jest też oderwana od społeczeństwa. Łukaszenko cieszy się realnym poparciem – nie w wyniku zastraszenia, ale dlatego, że zapewnia ludziom to, czego chcą: pracę, jedzenie, w miarę dobre życie. Reżim jest problemem tylko dla inteligencji.

W Polsce doświadczamy przykrego paradoksu: razem z wolnością przyszła komercjalizacja, kulturę wysoką wypiera masowa rozrywka.

Na obszarach zideologizowanych, gdzie religia została zakazana, zastępowała ją kultura. Była podręcznikiem życia i katechizmem. W rzeczywistości kapitalistycznej straciła wpływ na społeczeństwo. Obserwowałam to w różnych krajach europejskich – pisarze pracują dziś tylko dla rozrywki czytelników. Michaił Szołochow wysłał kiedyś list do Stalina, lamentował w nim, że giną ludzie. Nie on jeden tak robił. A dziś oligarchowie się chwalą, że mają pozłacane sedesy, i żaden autor nie podnosi krzyku. Ilja Kabakow pisał, że żyjąc w Związku Radzieckim, umieliśmy walczyć z potworem, a dziś nie dajemy rady szczurom.

—rozmawiała Paulina Wilk

 

 

Rz: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to zbiór opowieści kobiet z byłego ZSRR, które walczyły na frontach II wojny światowej. We wcześniejszych pani książkach mówiły ofiary Czarnobyla, odratowani samobójcy, młodzi weterani wojny w Afganistanie. Dlaczego zbiera pani głosy i publikuje je niemal bez komentarza?

Swietłana Aleksijewicz: Żyjemy w czasach, w których informacji jest za dużo, nie ufamy nikomu. W świecie socjalistycznym prawda nikogo nie interesowała, była tylko ideologia. Wojna przez 70 lat stanowiła jedyne usprawiedliwienie istnienia Związku Radzieckiego, a prawdy o niej do dziś nikt nie zna. Za najlepszą uznałam taką formę, dzięki której do czytelnika mówi samo życie. Chcę podkreślić – nie zajmuję się historią wojny, ale historią ludzkich uczuć. Najistotniejsze, żeby czytelnik ujrzał przed sobą nie kobietę radziecką, ale istotę, która znalazła się w wirze wojny.

Pozostało 83% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"