Dobra płyta Jamie Woon

Jamie Woon wystawił sobie najlepsze świadectwo debiutanckim albumem. Jego zwiewne, elektroniczne kompozycje są odrodzeniem soulu

Publikacja: 05.05.2011 11:22

Dobra płyta Jamie Woon

Foto: Rzeczpospolita

Początek „Night Air" przypomina niedawne produkcje Moby'ego, a pierwsze słowa – zmysłowy śpiew Maxwella. Ale w refrenie głos Jamiego Woona nabiera bolesnego wyrazu. I już wiadomo: to nie będzie ani spotkanie z elektronicznym minimalizmem, ani soulowe uwodzenie. Na płycie „Mirrorwriting" słychać coś nowego – połączenie klarownych rytmów, oszczędnych aranżacji i śpiewu, który wywołuje duże emocje, mimo że jest skromny. Woon wie, kiedy zaśpiewać mniej, by wyrazić więcej.

Zobacz na Empik.rp.pl

Z pozoru w utworach nie dzieje się nic niezwykłego, ale ich prostota jest myląca. W gruncie rzeczy brytyjski debiutant to buntownik, który przewrotnie używa bogactwa technologicznych nowinek – są mu potrzebne, by przywołać prostotę. Przypomnieć, w czym kryje się istota muzyki i jej uniwersalna moc. „Mirrorwriting" jest powrotem do podstaw, płytę napędzają rytm i melodia. Z maleńkich elektronicznych i akustycznych dodatków Woon wytwarza delikatną tkankę piosenek – ulotny nastrój. Niemożliwy do uchwycenia i zapamiętania. Raz przez chwilę słychać śpiew ptaków, gdzie indziej – coś jakby melodyjkę pozytywki, później przelatujące prędko smyczki. Jego utwory budzą tęsknotę, proszą, by odtworzyć je ponownie.

Woon zaczyna album od krystalicznych bitów w „Night Air" i „Street". Porywa lekkością, rytmem ledwo zaznaczonym, ale tak wyrazistym, że niemal wypełnia całą kompozycję. W kilku zaledwie zdaniach zarysował atmosferę nocy w wielkim mieście: poczucie osamotnienia wśród rozświetlonych okien, złudnej bliskości, nieutulonej tęsknoty. Po pogodniejszej „Middle", w której Woon ciekawie przetworzył muzyczne motywy typowe dla lat 80., nastrój się zmienia.

Dalej są utwory spokojniejsze, bardziej intymne. Jak „Spiral" – akustyczna ballada, soulowa, ale pozbawiona słodyczy czy pościelowego romantyzmu. „Tmrw" to r&b w wersji light, a w „Gravity" głos Woona wyłania się z dźwiękowej mgły. Raz po raz słuchać trącane struny akustycznej gitary, elektroniczny szum, pogłosy. Woon śpiewa: „Ona jest wszędzie, jest jak elektryczność". To właśnie można powiedzieć o jego muzyce.

Jamie Woon

Mirrorwriting

Universal 2011

Początek „Night Air" przypomina niedawne produkcje Moby'ego, a pierwsze słowa – zmysłowy śpiew Maxwella. Ale w refrenie głos Jamiego Woona nabiera bolesnego wyrazu. I już wiadomo: to nie będzie ani spotkanie z elektronicznym minimalizmem, ani soulowe uwodzenie. Na płycie „Mirrorwriting" słychać coś nowego – połączenie klarownych rytmów, oszczędnych aranżacji i śpiewu, który wywołuje duże emocje, mimo że jest skromny. Woon wie, kiedy zaśpiewać mniej, by wyrazić więcej.

Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem