"Nadmierne picie jest niebezpieczne. Przestań pić, kiedy jeszcze myślisz" – e-book pod takim tytułem opublikował na stronie internetowej miejski wydział zdrowia w Nowym Jorku. "Dwa drinki robią różnicę" – ostrzegają w nim specjaliści.
Młoda, ładnie ubrana kobieta siedzi na schodach obskurnego budynku w pozie sugerującej, że nie najlepiej się czuje. Chora? Zmęczona? Nie może wstać? Przecież jest noc – martwimy się. Tuż obok widać nabazgrany białą kredą napis: Jeszcze dwa drinki temu mogłaś bezpiecznie wrócić do domu.
To tylko scena z plakatu nowojorskiej kampanii ostrzegającej przed nadmiernym piciem, ale podobne obrazki zdarzają się na ulicach wielu miast.
Co to znaczy: za dużo?
Ze statystyk wynika, że w Nowym Jorku alkohol jest odpowiedzialny za 1500 zgonów i 70 000 interwencji na ostrych dyżurach miejskich szpitali rocznie. Ponad 40 procent nowojorczyków powyżej 21. roku życia pije regularnie po to, żeby się upić, czyli sporo ponad normę.
Nadmierne picie jest też narastającym problemem w Wielkiej Brytanii. Do legendy przeszła historia 19-letniego Garatha Andersona z Newtownards, który czekając na przeszczep wątroby w szpitalu w Belfaście, wymknął się na chwilę do pubu, nie bacząc na dyndające mu u ramion kroplówki. Zamówił piwo i wódkę i stał się symbolem dziesiątek tysięcy Brytyjczyków w wieku 18 – 24 lat, którzy co roku trafiają do szpitali z powodu pijaństwa. Co roku w samej Anglii i Walii 33 tysiące ludzi umiera z powodu przepicia. Na wakacjach przeciętny Brytyjczyk wypija codziennie około ośmiu drinków.