Reklama

Terminal Hjatalín - nowa płyta

Muzyczny potencjał Islandii nie kończy się na Björk i Sigur Ros. Album „Terminal” grupy Hjatalín jest skarbem nie do przegapienia

Publikacja: 17.06.2011 01:25

Hjatalín Terminal CD Isound Records 2011

Hjatalín Terminal CD Isound Records 2011

Foto: Archiwum

Można powiedzieć, że „Terminal" to alternatywny pop inspirowany kompozycjami filmowymi, ale stricte muzyczne terminy nie oddadzą bogactwa tego albumu.

Siedmioro muzyków z Islandii stworzyło płytę, na której spotykają się dźwięki z całego świata. To kosmopolityczny krążek, choć nie ma nic wspólnego z etnicznymi brzmieniami. Jest globalny, bo jego autorzy to erudyci obeznani z dźwiękowym dorobkiem ludzkości, a jednocześnie kameralny, bo instrumentalny i pełen emocji. Brzmi nowocześnie, dynamicznie, choć tempo i energię zawdzięcza nie elektronicznym bitom, a orkiestrze symfonicznej.

Wbrew stereotypom towarzyszącym islandzkiej muzyce nie zaczyna się melancholijnie. „Suitcase Man" jest niepokojąca, przypomina ścieżkę filmu sensacyjnego. Jednak z czasem niepokój znika, a utwór zmienia się w taneczną, pogodną kompozycję.

„Sweet Impressions" to opowieść o ukojeniu czerpanym z natury: pejzaże gór, łąk i rzek są niezawodnym lekiem na ludzkie frustracje. Subtelny utwór przypomina szkic piórkiem – żadnych mocnych akcentów, tylko słodycz skrzypiec i śpiewanych falsetem refrenów. Za to „Feels Like Sugar" jest eksplozją witalności – bębny i gitary pulsują, smyczki unoszą się nad nimi, a wokaliści śpiewają o uwalnianiu się od grawitacji, wyzwoleniu od bólu i upływu czasu. Świetny utwór z dramatycznymi zmianami tempa i narastającym napięciem.

W „Song from Incidental Music" nastrój jest skrajnie odmienny: temperatura nagle spada, panuje nostalgia i mrok. Dalej czeka jeszcze „Sonnet for Matt" – ballada o pożegnaniu z młodym chłopcem. W utworze wręcz słychać pustkę, jaką po sobie zostawił.

Reklama
Reklama

Ale „7 years" to fiesta po latach samotności. Wysublimowane, instrumentalnee disco, z którego łatwo skoczyć w przyszłość, by w „Water Poured in Wine" cieszyć się miksem brzmień tanecznych i gitarowego indie. Finał niemal operowy – w „Vanity Music" przy akompaniamencie smyczków ona i on śpiewają romantyczny duet, po czym trąby grzmią jak potężna burza. I nagle wszystko cichnie.

Można powiedzieć, że „Terminal" to alternatywny pop inspirowany kompozycjami filmowymi, ale stricte muzyczne terminy nie oddadzą bogactwa tego albumu.

Siedmioro muzyków z Islandii stworzyło płytę, na której spotykają się dźwięki z całego świata. To kosmopolityczny krążek, choć nie ma nic wspólnego z etnicznymi brzmieniami. Jest globalny, bo jego autorzy to erudyci obeznani z dźwiękowym dorobkiem ludzkości, a jednocześnie kameralny, bo instrumentalny i pełen emocji. Brzmi nowocześnie, dynamicznie, choć tempo i energię zawdzięcza nie elektronicznym bitom, a orkiestrze symfonicznej.

Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama