Koniec świata na Szmaragdowej Wyspie

Sri Lanka. Tutaj jest wszystko, czego dusza zapragnie – mówi austriacki przedsiębiorca, który w Kolombo mieszka od lat

Publikacja: 30.09.2011 02:51

Posąg medytującego Buddy w Dambulli ma 30 m wysokości

Posąg medytującego Buddy w Dambulli ma 30 m wysokości

Foto: AFP

Red

Na Szmaragdowej Wyspie czekają plaże, dzika przyroda, starożytne świątynie i plantacje herbaty. Od kiedy rząd Sri Lanki pokonał Tamilskie Tygrysy, na wyspę trafia coraz więcej turystów. Spragnieni słońca przybysze sączą drinki w luksusowych hotelach i wylegują się na bajkowych plażach nad Oceanem Indyjskim.

Ale lankijskie władze nadal wykorzystują konflikt tamilski, by rozprawiać się z politycznymi przeciwnikami. Wielu Tamilów nie może wrócić do domów, są więzieni w obozach. Według danych Amnesty International dotyczy to ponad 300 tys. osób.

Starałam się dowiedzieć czegoś więcej na ich temat, ale Lankijczycy boją się rozmawiać z obcymi o polityce, a zwłaszcza krytykować rząd i prezydenta. Plakaty z jego wizerunkiem wiszą dosłownie wszędzie: w miastach, miasteczkach i wsiach, przy drogach, a nawet na skałach przy szlakach trekkingowych.

W stolicy kraju trwa właśnie państwowe święto. Na stadionie narodowym w Kolombo odbywa się parada, jakiej nie powstydziłby się Kim Dzong Il.

W cieniu historii

Na Sri Lankę wybrałam się z plecakiem, mapą, kompasem i przewodnikiem. Nie zrobiłam hotelowej rezerwacji z myślą, że będę po prostu odkrywać wyspę na własną rękę. W ciągu pierwszych kilku dni zwiedzam starożytne miasta i świątynie – Pollonnaruwę, Sigiriję, Pidurangalę, Anuradhapurę i Dambullę – położone w Północno-Centralnej Prowincji.

Do Sigirii, pałacu wykutego w skałach wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, docieram wcześnie rano. Nie spotykam wielu turystów, za to czekających na nich kilkudziesięciu przewodników. Kamienna forteca z V w. n.e. z otaczającymi ogrodami, basenami, wielometrowymi rzeźbami, robi ogromne wrażenie.

Aby ją podziwiać w pełnej okazałości, trzeba przemierzyć w górę ok. 2 tys. schodów. Po drodze na szczyt widzę malowidła naścienne przedstawiające półnagie kobiety. – Władca miał harem złożony z 500 pięknych kobiet z całego świata. To ich podobizny – wyjaśnia przewodnik. Kiedy Sigirja przejęła funkcje religijne i stała się klasztorem, freski zamalowano, aby nie rozpraszały mieszkających tam mnichów.

Gdy obejrzeliśmy skalny pałac, mój przewodnik, sympatyczny młody człowiek, namawia: – Mogę ci pokazać inną skałę z pomnikiem Buddy. Zwykle turyści tam nie docierają, bo po Sigirii są zbyt zmęczeni. Dasz radę.

Prywatny seans z Buddą

Przemawia mi do ambicji i mimo zmęczenia nie protestuję. Po krótkim marszu przez las docieramy do skał, na których szczycie góruje kilkumetrowa postać leżącego Buddy. Dookoła nie ma żywej duszy. Już po powrocie do Polski starałam się dowiedzieć, co tam widziałam. Z trudem znalazłam informację, że skalna świątynia to Pidurangala, powstała ok. V w. n.e. (w tym samym czasie więc co Sigirija).

Kolejny przystanek na mojej drodze to starożytne miasto Polonnaruwa, także wpisane na listę UNESCO. To święte miejsce dla wyznawców buddyzmu. Stoją tam trzy starożytne, wykute w skałach kilkumetrowe posągi Buddy, przed którymi modlą się tłumy Lankijczyków.

Warto poświęcić kilka godzin na spokojny spacer po ruinach, by obejrzeć świątynie, kamienne konstrukcje przypominające piramidy, porośnięte mchem stupy, pozostałości fantazyjnych budynków. Starożytne, tajemnicze miasto zachęca do odkrywania go na własną rękę. Nie ma się czego obawiać – teren jest zabezpieczony i uporządkowany, bo dba o niego UNESCO.

Na Sri Lance warto odwiedzić też Dambullę ze świątyniami w jaskiniach skalnych z I w. p.n.e. Stoi tam również wybudowany w 2001 roku ponad 30-metrowy posąg medytującego Buddy.

W drodze z Dambulli na północ chcę zatrzymać się gdzieś na noc. W kilku okolicznych hotelach brak wolnych miejsc. Okazuje się bowiem, że jestem na Sri Lance w specyficznej porze roku.

Sezon na małżeństwa

Nie chodzi o szczyt okresu turystycznego, ale o sezon na... małżeństwa. Wszystkie hotele w okolicy świętych dla buddystów miejsc są zarezerwowane dla gości weselnych. Rzeczywiście, niemal na każdym kroku spotykam narzeczonych i weselników w tradycyjnych, barwnych strojach. Wreszcie w środku nocy udaje mi się znaleźć hotelik w mieście Anuradhapura. Mam szczęście – akurat tu wesele odbędzie się dopiero następnego dnia.

Anuradhapura od ok. IV w. n.e. była jedną ze starożytnych stolic Sri Lanki. Do dziś można tu zobaczyć ruiny starego grodu i imponujących rozmiarów stupy, zwane na Sri Lance dagobami. W nowej części miasta, w kompleksie świątyń, rośnie święte Drzewo Bodhi – Lankijczycy wierzą, że pod nim właśnie Budda doznał objawienia.

W 1985 roku Anuradhapura doświadczyła krwawego ataku terrorystycznego, w którym zginęło 146 osób, wśród nich wiele dzieci. Terroryści z LTTE (Front Wyzwolenia Tamilskich Tygrysów) porwali autobus, wjechali nim do miasta i otworzyli ogień, zabijając na oślep przechodniów. Stąd więc m.in. tyle policji i wojska oraz zaostrzone środki bezpieczeństwa – łącznie z kontrolami osobistymi – przed wejściem do tutejszej świątyni. Konflikt na Sri Lance ma nie tylko podłoże historyczno-etniczne, ale i religijne – lankijscy Tamile są w większości hinduistami, istnieje też tamilska społeczność muzułmańska.

I choć podczas mojej wizyty sytuacja na wyspie teoretycznie jest pod kontrolą rządu, nie sposób nie zwrócić uwagi na środki bezpieczeństwa, wojskowe punkty kontroli na drogach i ulicach. Ostrą broń noszą nie tylko służby mundurowe, ale i np. ochroniarze w sklepach.

Świt nad urwiskiem

Na Sri Lance kończy się świat. Końcem świata Lankijczycy nazwali bowiem efektowne skalne urwisko w parku narodowym i rezerwacie przyrody Horton. Warto wybrać się tu o świcie, bo ok. godz. 10 na okolicę spływa mgła, która wypełnia doliny. Końca świata nie można już wtedy podziwiać.

Ale kiedy przyjeżdżam do parku o 5 rano, okazuje się, że jest jeszcze zamknięty, nie ma też żadnych przewodników. Udaje mi się jednak namówić strażnika, żeby mnie wpuścił. Ale pokonać porośniętą lasem równinę, trafić na koniec świata i bezpiecznie zeń wrócić muszę już na własną rękę. Z mapą i kompasem jakoś mi się udaje. Zupełnie sama w olbrzymim parku, stoję więc o świcie nad przepaścią, obserwując, jak pierwsze promienie słońca rozświetlają dolinę.

Lankijski havy metal

Tego miejsca w czasie wyprawy na Sri Lankę ominąć po prostu nie można. Ale na wyspie jest wiele wspaniałych szlaków trekkingowych. Nie wymagają wielkiej sprawności fizycznej, a zapewniają niezapomniane przeżycia. W dystrykcie Badulla warto wybrać się na malowniczy szlak do wodospadu Dunhida. W dystrykcie Nuwara Elija kuszą herbaciane wzgórza – plantacje herbaty, uznawanej za jedną z najlepszych na świecie.

Z końca świata wracam do Kolombo. Położona nad brzegiem oceanu stolica to przemysłowe miasto o nieciekawej architekturze. Wybrzeże – głównie baraki biedoty – zostało tu całkowicie zniszczone podczas tsunami w 2004 roku.

Znajomy Lankijczyk polecił mi koncert lokalnych zespołów rockowych. Gdyby nie on, nigdy nie trafiłabym do baru Shine i nie miała okazji posłuchać lankijskiej muzyki heavymetalowej. Tam się dowiedziałam, że w mieście trwa właśnie folklorystyczny festiwal piercingu i tatuażu.  Nie wiedziałam dokładnie, jak go znaleźć, ale uznałam, że pomogą mi kierowcy tuk-tuków (trójkołowych motorowych riksz).  Nie przewidziałam jednak, że nie mówią po angielsku, choć udają, że wszystko rozumieją, żeby klient na pewno skorzystał z ich usług. Wydawało mi się więc, że kierowca doskonale mnie zrozumiał. Oddalamy się od centrum, przemierzamy coraz biedniejsze dzielnice. Wreszcie wjeżdżamy w małą uliczkę między rozpadającymi się barakami i stajemy przed budą z napisem Tattoo. Kierowca zrozumiał bowiem, że to ja chcę się wytatuować. Szybko otacza nas grupa kilkunastu zaciekawionych mężczyzn.

Wysiadam z tuk-tuka i wchodzę do „studia tatuażu". Gapie z ulicy, której turyści pewnie nigdy nie odwiedzają, wchodzą za mną. W środku – dwumetrowy łysy człowiek, który każe mówić do siebie Mr Piercing. Olbrzym namawia mnie łamaną angielszczyzną, bym pozwoliła sobie zrobić tatuaż i przekłuć różne części ciała. Zaczynam się bać, że Mr Piercing i tłum obserwatorów wytatuują mnie na siłę. Wspinam się jednak na wyżyny asertywności i wychodzę.

Kiedy wracam do centrum Kolombo, przemyka mi przez myśl, że znów byłam blisko końca świata.

Warto wiedzieć

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"