Na Szmaragdowej Wyspie czekają plaże, dzika przyroda, starożytne świątynie i plantacje herbaty. Od kiedy rząd Sri Lanki pokonał Tamilskie Tygrysy, na wyspę trafia coraz więcej turystów. Spragnieni słońca przybysze sączą drinki w luksusowych hotelach i wylegują się na bajkowych plażach nad Oceanem Indyjskim.
Ale lankijskie władze nadal wykorzystują konflikt tamilski, by rozprawiać się z politycznymi przeciwnikami. Wielu Tamilów nie może wrócić do domów, są więzieni w obozach. Według danych Amnesty International dotyczy to ponad 300 tys. osób.
Starałam się dowiedzieć czegoś więcej na ich temat, ale Lankijczycy boją się rozmawiać z obcymi o polityce, a zwłaszcza krytykować rząd i prezydenta. Plakaty z jego wizerunkiem wiszą dosłownie wszędzie: w miastach, miasteczkach i wsiach, przy drogach, a nawet na skałach przy szlakach trekkingowych.
W stolicy kraju trwa właśnie państwowe święto. Na stadionie narodowym w Kolombo odbywa się parada, jakiej nie powstydziłby się Kim Dzong Il.
W cieniu historii
Na Sri Lankę wybrałam się z plecakiem, mapą, kompasem i przewodnikiem. Nie zrobiłam hotelowej rezerwacji z myślą, że będę po prostu odkrywać wyspę na własną rękę. W ciągu pierwszych kilku dni zwiedzam starożytne miasta i świątynie – Pollonnaruwę, Sigiriję, Pidurangalę, Anuradhapurę i Dambullę – położone w Północno-Centralnej Prowincji.