Jak zamierzają to zrobić? Najpierw zdobyć mandat w parlamencie, a następnie zmienić prawo dotyczące zwierząt drapieżnych. Jedna z inicjatorek ugrupowania Gunilla Grönvall uważa, że Szwedzi mają dość wyrzucania pieniędzy ze swoich podatków na zwierzęta, które choć pod ochroną, bynajmniej nie są zagrożone wyginięciem. – Jeśli szwedzka wieś ma przetrwać, musi rozprawić się z drapieżnikami – przekonuje.
Według wrogów wilków nic dla szwedzkich farmerów nie jest od tego ważniejsze: ani tworzenie nowych sieci usług, ani nawet budowa nowoczesnych linii telefonicznych. Wilki „pogorszyły jakość życia na wsi do tego stopnia, że mieszkańcy nie mogą zachowywać się tak, jak im się podoba" – alarmują.
– To, że taka partia w ogóle powstaje, świadczy o niepokoju, frustracji i dezaprobacie części Szwedów wobec polityki dotyczącej drapieżników – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Christina Nilson-Dag, szefowa informacji Szwedzkiego Związku Myśliwych. – Już się wydawało, że rząd słucha mieszkańców wsi, kiedy pozwolił dwa razy na odstrzelenie wilków. Teraz się okazuje, że ta polityka nie będzie kontynuowana. Rząd uległ presji Brukseli – mówi rozgoryczona.
Urząd Ochrony Przyrody szacuje, że w Szwecji żyje od 186 do 215 wilków. By wzmocnić genetycznie ich populację i zapobiec dalszemu ich krzyżowaniu się, parlamentarzyści postanowili przenieść część zwierząt na obszary gęściej zaludnione. Ekolodzy tłumaczyli rolnikom, że powinni „przyjmować wilki na swoich działkach". Nie wszystkim widać się to podoba. Ale czy można się temu dziwić?