W dzisiejszym pośpiesznym świecie wiadomość o niedawnej śmierci Cesarii Evory wybrzmiała szybko, zwłaszcza że w grudniu pożegnaliśmy wielu artystów. Ale w uszach fanów wciąż dźwięczy pogodny głos bosonogiej królowej z Zielonego Przylądka, a w ich oczach pozostaje obraz tęgiej, sympatycznej pani na scenie, odkładającej mikrofon, by przy stoliku zapalić papierosa.

Przez lata pisania o muzyce zrobiłem setki wywiadów, relacjonowałem tysiące spektakli i koncertów. Do najbardziej pamiętnych doświadczeń zaliczam kontakty z Cesarią. Pierwszy miałem we Francji, gdzie niegdyś często bywałem. W 1991 r. cudem dostałem się na rekomendowany mi przez kogoś ze znajomych koncert Cesarii Evory w klubie New Morning, a potem gratulowałem pieśniarce za kulisami. Wracaliśmy do tych wspomnień w rozmowach podczas jej licznych przyjazdów do Polski.

Czytaj więcej w "Uważam, rze"