Jeszcze sporo czasu upłynie, zanim usłyszymy nowe kompozycje byłego lidera Dire Straits na żywo. Zagra w Polsce dopiero 8 maja w Łodzi, ponieważ po udanym europejskim tournée Boba Dylana, którego był gościem specjalnym w zeszłym roku, bard ponowił zaproszenie i będą grać razem w Ameryce do końca listopada.
Wspominam o Dylanie, ponieważ wydaje mi się, że gdyby nie wspólne koncerty, Knopfler nie poświęciłby tyle miejsca na nowym albumie bluesowi. Zawsze był bliżej folku i rocka. Teraz skomponował aż pięć utworów w bluesowym stylu. Najlepsze są „I Used To Could” i „Don't Forget Your Hat” w stylu Muddy Watersa – ze wspaniale leniwą partią gitary dobro, ożywiającym utwór motywem pianina i mocną solówką na harmonijce. Piosenka jest klasyczna, a jednocześnie żartobliwa: chcesz podbić świat czy po prostu wyjść z domu – nie zapominaj kapelusza!
Knopfler nie śpiewa wprost, że trzeba w życiu być kowbojem. Tytułem albumu nawiązuje do starej tradycji Imperium Brytyjskiego, czyli korsarstwa. Poświęcił mu countrowy temat. Dla jego bohatera służba Koronie jest tak samo ważna jak towarzystwo pięknych kobiet i smak wina z Madery. Bardziej bojową postać, która gra z losem o lepsze jutro, a interesuje ją wyłącznie najwyższa stawka, Knopfler sportretował w lirycznej balladzie „Kingdom of Gold”. Lepsze jest tylko ckliwe „Radio City Serenade" z udziałem trębacza Chrisa Botti.
Nawiązanie do piratów ma też posmak żartu.
– Żeglowanie po morzach, szukanie sławy i pieniędzy przypomina mi życie na tournée – powiedział Mark Knopfler. – Często czuję się jak kapitan małego statku, który musi zgromadzić zgraną grupę współpracowników.