Po zmarłym dwa lata temu Góreckim (1933-2010) pozostała muzyka i wiele wspomnień bliskich, znajomych, współpracowników, które zebrała w filmie jego autorka Wioletta Rotter – Kozera.
Pierwszy sukces Henryk Mikołaj Górecki odniósł w 1958 roku, mając 25 lat. Wówczas,w czasie Warszawskiej Jesieni, z powodzeniem wykonane zostało jego Epitafium. Na światowy rozgłos kompozytor czekał znacznie dłużej. Przyszedł w 1976 roku wraz ze skomponowaniem III Symfonii „Symfonii pieśni żałosnych". W ciągu zaledwie kilku miesięcy sprzedano ponad pół miliona egzemplarzy płyt kompaktowych. Po raz pierwszy utwór żyjącego kompozytora muzyki poważnej wyprzedził dzieła najsłynniejszych klasyków tego gatunku. Wojciech Waglewski mówi, że najbardziej zdumiewa go fakt, że płytę z III Symfonią ulubili sobie także kierowcy ciężarówek i jest ponoć, najczęściej przez nich kupowaną i słuchaną płytą...
Wiele wątków filmu pokazuje Góreckiego nie tylko jako niezwykłego bezkompromisowego muzyka, ale i człowieka czule wsłuchującego się w innych.
Na list niepełnosprawnej 14-latki, której najbliżsi zginęli w pożarze, dziękującej kompozytorowi za muzykę pomagającą przetrwać, Górecki odpisał bardzo osobiście; że ma za sobą 12 różnych operacji i że mając 2 lata stracił mamę: "Dobrą szkołę dało mi życie, za co nawet dziękuję Panu Bogu, bo może inaczej nie byłbym tym kim jestem". Z kolei Zofii Kilanowicz, śpiewaczce napisał na partyturze: „Niech aniołowie niebiańscy czuwają nad twoim głosem"... Gdy pełnił obowiązki rektora macierzystej uczelni - Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach - potrafił stanąć w obronie swoich pracowników nie troszcząc się o przykre konsekwencje dla siebie - o jednym z takich incydentów opowiada Julian Gembalski, pracujący wówczas na uczelni na stanowisku asystenta.