Artyści i galerie zrobiły w tym roku dużo, by przekonać widzów, że sale wystawowe nie są najlepszym miejscem na pokazywanie sztuki. Zaufanie do samej formuły wystawy było podważane wyjątkowo często, choć ta sytuacja dojrzewa już od lat. Z paru powodów.
Instytucje walczą o widzów. Przypadkowych, okazjonalnych, po prostu nowych, ciekawych świata, a nie tylko najnowszych trendów artystycznych. Trudno ich zdobyć, wieszając na ścianach kolejną dawkę malarstwa czy proponując instalacje wideo.
Muzea i galerie coraz rzadziej określają się więc jako miejsca, gdzie wystawia się dzieła, odchodzą od formuły świątyni sztuki. Zamieniają się w fabryki wiedzy, rozrywki, kluby festiwalowe... Wydają książki, organizują pikniki, dyskoteki, koncerty, seanse.
Gdy w październiku stołeczne Muzeum Sztuki Nowoczesnej przenosiło się do kolejnej tymczasowej siedziby w domu towarowym Emilia, towarzyszył temu festiwal Warszawa w Budowie, dyskusja poświęcona przestrzeni miejskiej i olbrzymi pokaz reklamy zewnętrznej. Flagową imprezą Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie jest z kolei „Laboratorium Przyszłości", czyli rozpisana na wiele miesięcy dyskusja z udziałem polityków, naukowców, filozofów, ekonomistów oraz... artystów.