W Belwederze odbywają się przedstawienia kabaretowe. Czy miał pan zaproszenie na takowe?
Nie słyszałem nic o tym. Nikt mi nie proponował. O obecnym prezydencie mam sporo żartów opartych na jego własnym, niezwykle bogatym dorobku.
Czy ludzie kultury powinni się wiązać z politykami, choćby zasiadając w komitetach wyborczych?
Jeśli mają temperament polityczny, jeżeli chcą się angażować, to oczywiście tak. Sam zasiadałem w komitecie Lecha Kaczyńskiego, a nawet startowałem na prezydenta. Polityka jest moją pasją. Nigdy nie jest nudna.
Czy jednak dla artysty nie jest trochę niebezpieczna?
A czym się różni artysta od innego obywatela w tej materii? Dla historyka lub elektryka też jest niebezpieczna.
Przy naszych ogromnych podziałach można jednak stracić część widowni.
No cóż, zawsze publiczne wyrażanie swoich poglądów wiązało się z ryzykiem. Nie tylko w naszych czasach. Cenię ludzi z wyraźnymi poglądami, zwłaszcza takimi, które służą Polsce i wolności. Warto narażać się dla ważnych spraw
Obserwuje pan naszą scenę polityczną od dziesięcioleci. Jakie są pana prognozy dla Polski?
Były lata, kiedy sądziłem, że idziemy w dobrym kierunku. Wolno, bo wolno, ale idziemy. Ostatnia kadencja rządu zdecydowanie nas z tej drogi zepchnęła. Rządzący stworzyli groźną monopartię i wygląda tak, jak byśmy mieli zaczątki dyktatury. Niby Polska w budowie, a tak jakby w demontażu. Handel w obcych rękach, banki w obcych rękach, przemysł likwidowany lub wyprzedawany. Nawet kolejkę na Kasprowy chcą podwędzić społeczeństwu. Niezależne myślenie jest relegowane ze szkoły. Historia też. Na przykład Marsz Niepodległości z okazji 11 listopada. Zrobiło się kampanię przeciwko obchodzeniu tego święta. To jest skandal. Polską rządzą ludzie, którzy nie szanują naszej tradycji, a nawet jakby chcieli zniszczyć wszystko to, co kojarzy się z patriotyzmem. Tak jakby chcieli zniszczyć Polskę. Zdumiewające...
Czyli żadnej nadziei?
Nadzieja jest. W kabarecie Pod Egidą. Mamy program, mamy świetny zespół – Ewa Dałkowska, Marcin Wolski, Paweł Dłużewski, Stanisław Klawe, Krzysztof Paszek, śpiewająca młodzież. Aha, no i mój dzisiejszy wywiadowca też jest w składzie. Jak gramy – zawsze dajemy nadzieję. Poza profesją nadzieją jest dla mnie rodzina. Wychowałem i wykształciłem pięcioro dzieci. Czwórka już po studiach na Uniwersytecie Warszawskim. Najmłodszy zdaje maturę. Doczekałem się wnuczków. Żona daje się lubić, a nawet kochać... Patrzę na świat pogodnie. Nie zamierzam poddawać się stresom ani depresjom. Ostatnio założyłem fundację Towarzystwo Patriotyczne, której celem jest wspieranie artystycznych przedsięwzięć związanych z krzewieniem polskości. Chodzi o to, żeby było więcej Polski w Polsce.
Idzie pan z duchem czasu, publikując piosenki i komentarze w sieci. Czy Internet można porównać do drugiego obiegu z czasów PRL?
Z pewnością jest bardziej dostępny niż bibuła czy koncerty domowe w tamtych czasach i pozwala wygadywać i wyśpiewywać, co mi w duszy gra, czuć się wolnym.
Dopóki nie wpadnie ABW o 6 rano.
Sieć nie jest jeszcze na tyle dostępna, by oddziaływała na wielkie masy. Ale ja jestem przyzwyczajony do elitarności mojego kabaretu. Rzadko bywałem w większości. Nawet jak śpiewałem dla dziesięciomilionowej „Solidarności", to większość, czyli 20 mln dorosłych Polaków, stała z boku i się bała...
Pewnie nieraz określany był pan mianem Stańczyka naszych czasów.
Niejednokrotnie o mnie tak pisano. To jest bardzo pochlebne, nie wiem, czy w pełni trafne, bo los Stańczyka zależał od Króla Jegomości, a nie od pachołków.
Listopad 2011