Zainteresowanie "mbv" w sieci było tak duże, że przeciążony serwer, na którym zamieszczono płytę, przestał działać. W dodatku wystarczyło parędziesiąt godzin, by najważniejsze media muzyczne okrzyknęły album arcydziełem.
Irlandzki zespół jest uznawany za najważniejszy z gitarowego nurtu shoegaze. Jego nazwa (z ang. shoe – but, gaze – wpatrywać się) miała się wziąć stąd, że podczas koncertów muzycy uporczywie wbijali wzrok w ziemię. Nie tylko z powodu swej neurotycznej natury i sprzeciwu wobec scenicznego gwiazdorstwa, ale również ze względów praktycznych. Było tam mnóstwo kabli i sprzętu potrzebnego do uzyskania sprzężonego brzmienia gitar. Używali ich i jednocześnie uważali, żeby się nie przewrócić.
Shoegaze można opisać jako ścianę dźwięku z mnóstwem gitarowych efektów połączonych z eterycznym wokalem. Cały trik polega na tym, żeby z gitarowego jazgotu wyłoniła się melodia, o piosenkowej przebojowości.
Pomysł na powrót do materiału z sesji muzycznej z 1996 roku pojawił się przy pracy nad ubiegłorocznymi reedycjami ich dwóch albumów „Isn't Anything" (1988) i „Loveless" (1991). Lider Kevin Shields zapowiadał, że wydadzą nowy materiał. Otwierające album „She Found Now" brzmi jak zagubiona ścieżka z ich drugiego albumu „Loveless", uznawanego przez wielu krytyków za jedną z nowatorskich płyt lat 90. Ale „mbv" to nie tylko powrót do oryginalnego brzmienia. Druga część płyty zmienia charakter i prowadzi w nowe rejony.
Najciekawszy z całej historii albumu jest jednak jego odbiór. To, co się działo w sieci podczas pierwszych dób po udostępnieniu płyty na stronie internetowej, było nieprawdopodobne. Chwilę po tym, jak naprawiono przeciążony serwer, pojawiły się pierwsze recenzje. Album, do którego materiał powstawał ponad 15 lat temu, momentalnie zyskał status produkcji roku. Dlaczego nie został potraktowany tylko jako ciekawostka dla fanów grupy?