W mitologii greckiej Dionizos, syn Zeusa, to bóg wina, płodności i dzikiej natury. Jednak inspirowałem się „Narodzinami tragedii" Friedricha Nietzschego, którą przeczytałem dopiero kilka lat temu. Zainspirował mnie uchwycony tam miks świata struktury i intelektu połączony ze światem sennych marzeń i rytualnej samoświadomości. Dopiero Nietzsche rozbudził we mnie fascynację kultem Dionizosa, a także tym, jak mitologia zmieniała się na przestrzeni dziejów. Odbicie tego znajduje się na naszej nowej płycie. Artystycznie to muzyka impresjonistyczna. Zależało mi na tym, żebyśmy nie zdominowali muzyki wokalnie. Płyta oparta jest na śpiewie greckich chórów bliskim oratorium, czemu wraz z Lisą musieliśmy się podporządkować. „Dionysus" to zamknięta całość, koncept album, który ma nieść z sobą duchową moc, pierwotną siłę i naturalną ekstazę. Płyta podzielona jest na dwa akty, ale należy jej słuchać jak jednej dużej kompozycji, jak oratorium. Album podzieliliśmy na poszczególne kompozycje tylko ze względów praktycznych. Myślę o płytach kategoriami winylu: strona A i strona B. Musiałem dostosować kompozycje do takiego podziału. Żeby docenić tę płytę i zrozumieć, należy słuchać jej w całości, od początku do końca.
Ludzie mają teraz cierpliwość, żeby słuchać płyt w całości?
To od nich zależy, czy chcą poznać naszą muzykę, czy się po niej prześlizgnąć. Jeśli chcesz przebiec maraton, musisz ukończyć maraton. Nie zajmuje mnie to, jak ludzie odbiorą twórczość Dead Can Dance. Interesuje mnie to, czy uda się przelać muzykę z mojej głowy na płytę, a później umiejętnie odtworzyć ją na koncertach.
Jak wyglądały prace nad „Dionysus"?
Kiedy zdecydowaliśmy już, jaki koncept ma wyrażać album, szukałem instrumentów, którymi mógłbym opowiedzieć naszą historię. Zanurzyłem się w muzycznym świecie muzyki europejskiej, w tym bałkańskiej, sardyńskiej, ale inspirowałem się też muzyką turecką i północnej Afryki. Dobór instrumentarium zawsze decyduje o barwie i dynamice naszych płyt. Jednak album współtworzą też dźwięki natury. Wiatr, śpiew ptaków, głosy zwierząt, szum fal. Niełatwo było to zarejestrować, gdyż wiedziałem, o jaki dźwięk wiatru górskiego mi chodzi. Ostatnim elementem nagrywania płyty była rejestracja głosów.
Lisę Gerrard słychać na płycie jakby mniej niż na poprzednich.