Nożyczki, narzędzie poezji

W sobotę, 1 lutego, ?mija druga rocznica śmierci Wisławy Szymborskiej – poetki. Ale nie tylko - pisze Monika Małkowska.

Aktualizacja: 01.02.2014 09:31 Publikacja: 01.02.2014 08:42

Smutną rocznicę upamiętnia krakowskie Muzeum Sztuki Współczesnej. Tamże wystawa „Kolaży" naszej noblistki. Czy aby nie przesada? Czy wycinankowo-wyklejankowe zabawy poetki mają rangę dokonań godnych muzeum?

Pytam o to Annę Marię Potocką, dyrektorkę MOCAK-a, kuratorkę „Kolaży".

– Wielki talent nie daje o sobie znać tylko w wielkich tematach i monumentalnych dokonaniach. Przejawia się też w drobiazgach, rzeczach wymykających się kategoryzowaniu. „Wyklejanki" Szymborskiej to rodzaj kolaży, których charakter trudno określić. Niby to twórczość użytkowa: pocztówki z podtekstami, które poetka wysyłała do przyjaciół czy bliższych znajomych z życzeniami, krótkimi listami, pozdrowieniami. Znalazła własną, osobistą formę korespondencji, taki rodzaj artystycznej zabawy z ludźmi. Udaje w nich lekki stosunek do życia i niepoważne podejście do adresatów. W istocie – to wyraz dystansu do siebie samej. A także poszukiwania wizualnej ekspresji dla słów, które „dyszą znaczeniem".

– Wyklejanki Szymborskiej to pełnoprawne dzieła sztuki – upiera się Anna Maria Potocka. Ma rację. Ale skąd się wzięły? Pierwsze skojarzenia wiodą do malarstwa. „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?" – pytał Paul Gauguin w tytule swego największego (rozmiarami) dzieła; „Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, do kogo wracamy?", zastanawiała się Szymborska, parafrazując artystę. I dała nam do zrozumienia, że ocalenie w sztuce. Ona pociechę znalazła w „Vermeerze".

To wiersz-plakat. Wiersz-poezja wizualna. Popatrzmy: słowa układają się w klepsydrę. Wersy schodzą ku krawędzi strony drobnymi uskokami; układają się w piramidę do góry nogami; wyciekają jak strumień mleka z dzbanka trzymanego przez tę bezimienną holenderską pannę, w skupieniu celebrującą najzwyklejszą codzienną czynność. Kiedy mleczarka przeleje mleko do misy, dokona się czas.

Lecz w dłoniach dziewczyny z Delft dzban nigdy nie będzie pusty. Jak z rogu Amaltei życiodajna biel płynie na wieczność. I dopóki trwa ta strużka mleka, „...Świat nie zasługuje na koniec świata".

Jak porównać arcydzieło Vermeera do takiej zabawy: kotek o diaboliczno-idiotycznym wyrazie pyszczka, którego wyszparowaną (czyli wyciętą i naklejoną na inne tło) sylwetkę przecina brutalnie wyrżnięty napis „Podtrzymywanie na duchu"? Ani w tym mistrzostwa słowa, ani pędzla. Toż to gotowiec, ready-meade, wycinanka, kolaż. Żeby tylko! Kotek – to kicz; napis – banał. Jednak wespół te tandetne formy nabierają głębszych znaczeń. Stają się ironicznym komentarzem do tego, czym najczęściej zastępujemy głębsze uczucia: nic niewartymi pamiątkami, nic nieznaczącymi gestami.

Albo taki kolaż pani WS: dziewczyna w modnej piżamce, siedząca w niby-naturalnej pozie, której (zapewne śliczną) twarzyczkę zastępuje tragikomicznie smutna morda psa boksera. To już naprawdę żart szyty – nie tyle grubymi nićmi, ile brutalnymi cięciami. I klejem.

A jak traktować XIX-wieczną rycinę przedstawiającą mordercę dybiącego na życie omdlałej dziewoi, którą to dramatyczną scenę Szymborska skomentowała nagłówkiem wyciętym z gazety: „Eksperyment nade wszystko"?

Te prace łączy jedno: brak powagi. Jednak ten brak powagi nie jest śmieszny. To raczej koncept (eksperyment?) mrożący krew w żyłach. Makabra pod płaszczykiem wygłupu. Trup schowany w szafie. Nabokov, Topor, Hitchcock. Bracia Grimm, Alicja w Krainie Czarów.

Szymborska w dziedzinie sztuk wizualnych nie była zupełną amatorką – choć też trudno uznać ją za profesjonalistkę. Cofnijmy się do lat 40. XX wieku. Wojna, bieda. Dwudziestoletnia Wisława podejmuje urzędniczą pracę na kolei. Jednocześnie łata skąpy budżet, ilustrując podręcznik do angielskiego („First steps in english" Jana Stanisławskiego). Potem coś tam szkicuje, coś tam maluje dla siebie. Wreszcie jej potrzeba wizualizacji myśli czy raczej  przymus szukania formy dla wyrażenia tego, co pomiędzy słowami, pchają ją na drogę wyklejanek.

Trudno powiedzieć, kiedy się to zaczęło. Myślę, że Wisława Szymborska wiedziona intuicją, a także zapewne ówczesnymi trendami, zwraca się ku fotomontażowi na przełomie lat 50. i 60. Jest na to moda, jest klimat. Gdzie się nie zwrócić – wycinanki. Efekt uboczny biedy, inteligencji, nowego typu komunikatów, nowej metaforyki. Ona tłumaczyła tak: nie było fajnych pocztówek do kupienia.

Nieprawda. Lub – niepełna prawda. Ona chciała wysłać wybrańcom (czasem przypadkowo wybranym, z porywu serca czy nagłego porozumienia) skrót ulotnych emocji; strzępki myśli; strach i wątpliwości; ogólne wrażenie absurdu. W kolażach zawierała komunikat o swym stanie lekkości bytu.

Wisława Szymborska przyswaja sobie technikę (niezbyt wyszukaną, sprowadzoną do dwóch funkcji: tnij i sklejaj) znaną od lat 20. XX wieku. Pierwsi na wycinanki ze zdjęć wpadli dadaiści (najważniejsi z nich to Kurt Schwitters i Marcel Duchamp) oraz konstruktywiści (Aleksander Rodczenko). Jednak te pierwsze fotomontaże były nieśmiałe: nie stawiały na głowie pierwotnego znaczenia ujętych obiektów.

Po fotoabsurd sięgnęli dopiero surrealiści (Max Ernst, Salvador Dali). Jednak prawdziwa kariera fotomontażu to czasy „podskórnego języka". Czasy ekspansji reklamy, plakatu i ilustracji.

Z formy metafory wizualnej – często z elementami wklejek – korzystają mistrzowie plakatu (Henryk Tomaszewski, Jan Lenica, Roman Cieślewicz, Rosław Szaybo). Wszyscy wymienieni, i nie tylko oni, posługują się zdjęciami, reprodukcjami oraz drukowanymi tekstami, z których wycinają fragmenty i zderzają zz czymś zaskakującym, z innej bajki. Z tych niepasujących do siebie części powstają nowe byty, istoty, jakości. Nade wszystko  wynika z nich nowe przesłanie. Teraz to jest absurdalna opowieść o świecie, w którym żyjemy, lecz nie do końca pojmujemy. Bajka-układanka z elementów rzeczywistości.

Kolaże – jak poezja – podsuwają raptowne i niekontrolowane skojarzenia. W swych kolażach ona zrobiła ze szmiry... antytezę szmiry. Susan Sontag znalazła określenie na świadome czerpanie z estetyki i kiczowatej świadomości: kamp (camp).

Opublikowany w 1964 roku esej dotarł do Polski kilka dekad później. Czy Szymborska o tym wiedziała, że jest jedną z polskich prekursorek kampu? Nieważne. Rozumiała i czuła. Naigrawała się z tandety, sztampy, banału, posługując się taką właśnie bronią (czy raczej materiałem). Uzyskiwała efekt absurdu. Ironiczna i zdystansowana, wywracała sentymenty na nice. Nie była wyjątkiem w tamtych czasach (lata 50., 60., 70.). Wystarczy przywołać Eugene'a Ionesco, Witolda Gombrowicza, Stanisława Lema, Rolanda Topora, Sławomira Mrożka.

Jeśli chodzi o formę wyklejanych pocztówek – była celowo niechlujna, nonszalancka, „nieprofesjonalna". Niezbyt starannym wykonaniem podkreślała, że to nie serio. Na podobieństwo mistrzów „polskiej szkoły plakatu" (patrz: Henryk Tomaszewski). Kolejna paralela.

W jej ostatnim tomiku „Wystarczy" znalazło się trzynaście utworów – tyle Wisława Szymborska zdążyła przygotować do druku. Kiczowaty pech? Ale czytając te trzynaście wierszy z jej certyfikatem, czujemy, że wcale nie „Wystarczy", że miało być więcej.

Z jej kolażami kojarzy mi się wiersz „Wyznania maszyny czytającej". Dana maszyna potrafi odszyfrować wszystkie języki świata, lecz nie pojmuje znaczenia słów „uczucia", „dusza" i „jestem". Uważam, że najcelniejszymi ilustracjami do „Wyznań maszyny..." są pocztówki-kolaże Szymborskiej. W nich też nie ma duszy ani uczuć. Jest w nich życie – ale ujęte w cudzysłów. Właściwie – śmieszne.

Wisława Szymborska, „Kolaże", wystawa od 2 lutego do 13 kwietnia, MOCAK – Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie.

Smutną rocznicę upamiętnia krakowskie Muzeum Sztuki Współczesnej. Tamże wystawa „Kolaży" naszej noblistki. Czy aby nie przesada? Czy wycinankowo-wyklejankowe zabawy poetki mają rangę dokonań godnych muzeum?

Pytam o to Annę Marię Potocką, dyrektorkę MOCAK-a, kuratorkę „Kolaży".

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"