W porównaniu z Konkursem Chopinowskim, w którym o prawo startu ubiega się w tym roku ponad 400 pianistów, lista uczestników nie wygląda może zbyt imponująco, ale tamten, znacznie starszy, konkurs jest naprawdę wyjątkowy. W innych tego typu imprezach na świecie liczba startujących jest podobna jak w naszej – wiolonczelowej.
Konkurs, który obrał sobie za patrona Witolda Lutosławskiego, powstał w 1997 roku. Na tle innych jest więc ciągle młody, ale ma się czym pochwalić. Narodził się dzięki uporowi grupki zapaleńców – bez specjalnego wsparcia organizacyjnego i wielkich funduszy. Dziś należy do najważniejszych konkursów wiolonczelowych na świecie.
– O nagrody mogą się u nas ubiegać wiolonczeliści do 24. roku życia – mówił przed laty inicjator imprezy, wybitny pedagog prof. Kazimierz Michalik. – To dobry wiek na rozpoczęcie samodzielnej działalności artystycznej, zwłaszcza że dziś kariera staje udziałem coraz młodszych muzyków. Mamy nadzieję, że nasz konkurs będzie im w tym pomagał.
Tak się rzeczywiście stało, o czym świadczą choćby artystyczne losy polskich laureatów, zarówno tych z najwcześniejszych edycji: Dominika Połońskiego czy Bartosza Koziaka czy ostatniego naszego triumfatora Tomasza Darocha z 2013 roku, którego kariera dynamicznie się rozwija. Polakom zresztą coraz trudniej zwyciężać, bo poziom rywalizacji z każdą edycją się podnosi. O ile wcześniej nasi wiolonczeliści dominowali również liczbowo, obecnie są w mniejszości. W tym roku wystartuje ich zaledwie siedmioro.
Konkurs jest trzyetapowy, w programie każdego jest jeden utwór Witolda Lutosławskiego, łącznie z tym najtrudniejszym, Koncertem wiolonczelowym umieszczonym w finale. Wtedy też uczestnicy wystąpią z orkiestrą Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Jakuba Chrenowicza. Zawsze też organizatorzy zamawiają nowy utwór na wiolonczelę solo u polskiego kompozytora. W tym roku to zamówienie zrealizował Paweł Mykietyn. Jego „Bourré" jest w programie II etapu.