Kim jest Andrzej Smolik, wiedzą wszyscy, którzy interesują się polską muzyką bądź muzyczną oprawą rynku reklamowego. Zagrał pierwszy akord „Baśki", nieśmiertelnego szlagieru Wilków. Komponował i produkował solowy debiut Kasi Nosowskiej, a także jej „Milenę" i „Sushi". Współpracował z Justyną Steczkowską, T. Love i Myslovitz. Przygotowując bestsellerowy album „Marzę i śnię", pomógł wyjść Krzysztofowi Krawczykowi z danscingowego getta. Tomaszowi Stańce przearanżował słynną płytę „Peyotl". Razem wykonywali ją na koncertach.
Tak jak światowe gwiazdy – Moby czy William Orbit – potrafi tworzyć muzykę do przebojowych reklam. To sprawiło, że czujniej spoglądały na niego media. Konsekwencją była propozycja stworzenia oprawy muzycznej „Faktów" TVN. A to tylko wisienka na torcie pięciu solowych albumów.
W porównaniu ze Smolikiem Kev Fox to enigma. Właściwie artysta niszowy, znany z Manchesteru i Północnej Walii, kojarzony z pięknymi akustycznymi brzmieniami. Jego minialbum „Help Yourself", bez promocji w mediach, zyskał popularność dzięki poczcie pantoflowej fanów. Kiedy artysta przyjechał do Polski w 2010 r. od razu zwrócił uwagę Smolika. Duet zamknął się na kilka dni w studiu i tak powstał utwór „L.O.O.T.", który uświetnił album „4" polskiego muzyka.
Potem Brytyjczyk odbył kilka tras koncertowych po naszym kraju, związanych również z wydaniem płyty „King For a Day".
Smolik i Kev Fox nagrali album znakomity, będący fuzją ich talentów, a jednocześnie niepodobny do rzeczy, które wcześniej robili. Powstała muzyka niezwykle wysmakowana, delikatna, lekka, a jednocześnie po męsku konkretna. Zaskakujące jest tu wszystko, a najbardziej chyba finałowa kompozycja „Clocked". To wspaniały blues rozpisany na organy, gitary.