Kanye West trafił pod obserwację psychiatrów, po tym jak zdradzał objawy wycieńczenia i nie chciał się zgodzić na medyczną obserwację, pomimo prośby jego osobistego trenera. Interweniowała policja, która przykuła rapera kajdankami do noszy.
Ostatni czas był dla muzyka niespokojny. West wyruszył na tournee „Saint Pablo”. Koncerty na początku oceniano jako spektakularne, choćby ze względu na estradę podwieszaną pod kopułą sal oraz ponad widzami. Jednak w ostatnich tygodniach widzowie przeżywali coraz większy zawód. Raper spóźniał się nawet o ponad godzinę. Przerwy między piosenkami były coraz dłuższe, zaś Kanye, niczym kaznodzieja, wygłaszał charakterystyczne dla siebie kazania. Monologi te, pełne agresji i frustracji, opierały się głównie na ostrej krytyce rynku muzycznego, świata mody, ale również sytuacji politycznej.
Kilka dni temu Kanye przyznał się, że gdyby głosował w ostatnich wyborach - to poparłby Donalda Trumpa. Wywołało to wielką burzę w Internecie, gdyż zdecydowana większość wykonawców i fanów hip hopu opowiedziała się przeciwko nowemu prezydentowi. Tymczasem Kanye nazwał Trumpa geniuszem. Zapowiedział też, nie po raz pierwszy, że sam chce startować w kolejnej elekcji.
Skrytykował Clinton
Podczas kolejnego koncertu, na którym wykonał jedynie 3 piosenki, Kanye postanowił zmienić zupełnie charakter widowiska. Zaczął od krytyki Hillary Clinton, a potem wypowiedział się negatywnie o Beyonce - żonie Jay-Z, Marku Zuckerbergu - założycielu Facebooka, a także raperach - DJ Khaledzie oraz Drake’u, mimo, że wcześniej planował z nim nagrać wspólny album.
Najostrzejszą wypowiedź zaadresował do Jay Z, swojego dawnego współpracownika, z którym ostatnio nie utrzymuje dobrych relacji. Z jednej strony prosił go o kontakt telefoniczny, z drugiej sugerował, że Jay Z ma na usługach płatnych morderców.