Wiadomości dla fanów są znakomite. Muzycy się nie oszczędzają, grają nawet do 27 piosenek, w tym cztery bisy. A oprócz autorskich przebojów wykonują szlagiery Boba Dylana oraz Wings „Knockin' on Heaven's Door" i „Live and Let Die", The Who, AC/DC, Pink Floyd („Wish You Were Here") oraz „Black Hole Sun" Soundgarden i zmarłego niedawno wokalisty i multiinstrumentalisty Chrisa Cornela.
– Atmosfera w zespole jest dobra jak nigdy – powiedział Slash. To odbiega od pamiętnych słów: „Nigdy, nie w tym życiu!", jak Axl Rose i Slash, niegdyś skłóceni, komentowali możliwość ponownego spotkania pod szyldem Guns N' Roses.
Europejscy fani rok musieli czekać, aż amerykańska supergrupa przyjedzie na nasz kontynent. Wieść o comebacku gruchnęła na sylwestra 2015 roku, a okazją do powrotu stał się prestiżowy festiwal Coachella w kwietniu 2016 roku. Do Gunsów dołączył wtedy Angus Young, lider AC/DC, bo Axl Rose zastępuje tam Briana Johnsona, zmagającego się z laryngologicznymi problemami. Potem grupa dała koncerty w Ameryce, inkasując za każdy 3 mln dolarów. Ostatecznie na koncerty pod szyldem „Not in This Lifetime!" sprzedano w 2016 roku prawie 2 miliony biletów.
Wcześniej ostatni wspólny występ Axla i Slasha odbył się 17 lipca 1993 roku na stadionie River Plate w Buenos Aires. Przez ostatnie dwie dekady grupa działała jako formacja luźno powiązanych z sobą muzyków, zarządzanych silną ręką Axla.
Najbardziej zjadliwi fani mówili wtedy, że róże więdną, a pistolety rdzewieją. Sytuację w zespole dobrze określał tytuł jedynej wydanej przez wokalistę płyty „Chińska demokracja" z 2008 roku, której produkcja trwała 15 lat i pochłonęła miliony dolarów.