Tajemnica z teczek gorzowskiego komornika

Kto i dlaczego wyniósł z sądu akta, dotyczące byłego wiceministra MSWiA Marka Surmacza?

Publikacja: 08.11.2007 03:18

– To śledztwo przybrało już wielkie rozmiary – przyznaje prokurator Krzysztof Kozber z Koszalina, który prowadzi sprawę. Główny podejrzany w tym śledztwie – Jarosław A., były komornik III rewiru w Gorzowie, leży w śpiączce od ponad roku. – Być może dla niektórych lepiej, by się nigdy nie obudził – mówi jeden z gorzowskich prawników. – Za dużo mógłby opowiedzieć.

Jarosław A. do 1998 roku był sędzią sądu okręgowego i prezesem sądu rejonowego. Potem został komornikiem. Zaczął zarabiać duże pieniądze. Działał w klubie żużlowym. Sporo inwestował. Dobra passa skończyła się jednak nagle w październiku 2006 roku. Ktoś ukradł mu luksusowego mercedesa spod budynku sądu. W aucie, które szybko odnalazła policja, znaleziono akta dziewięciu spraw, jakie toczyły się w sądzie rejonowym. Pokuratura zatrzymała A. i zarzuciła mu bezprawne usunięcie akt, przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści osobistej, działania na szkodę interesu publicznego. Nie przyznał się. By uniknąć aresztowania, wpłacił kaucję 80 tys. zł. A potem usiłował popełnić samobójstwo. I to trzykrotnie. Po ostatniej próbie 6 listopada 2006 r. trafił do szpitala w śpiączce i do dziś nie ma z nim kontaktu. – Było mu straszliwie wstyd. Bał się aresztowania. Zostawił listy do córki, w których prosił, by mu uwierzyła, że nie jest oszustem, złodziejem, by mu wybaczyła – o powodach drastycznego kroku mówi jego obrońca mecenas Jerzy Synowiec.

Dokumenty znalezione w samochodzie komornika dotyczyły spraw, które sam prowadził, będąc sędzią. Jedna dotyczyła nieopłaconych alimentów, kolejna uszkodzenia roweru, było też włamanie, znęcanie się nad rodziną. – To nie były sprawy o dużym ciężarze gatunkowym, to nie były sprawy gospodarcze albo o zabarwieniu politycznym. To sprawy błahe. Po co ktokolwiek miałby je ukrywać? To może świadczyć o zwykłym bałaganiarstwie – zastanawia się prokurator Kozber. – Wszyscy sędziowie w Polsce biorą akta do domu na weekendy i piszą uzasadnienia. Akta mu się kiedyś zawieruszyły i leżały przez lata w garażu. Znalazł je i chciał je odwieźć do sądu – tłumaczy adwokat Synowiec.

Ale prokuratura rozważa też inną hipotezę. Schowanie akt w bagażniku miało jakiś cel. Ku tej hipotezie skłania się Marek Surmacz, były gorzowski poseł PiS i wiceminister MSWiA w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Jedna z teczek zawierała dokumenty z jego sprawy karnej z połowy lat 90. Pokłócił się wtedy z policjantką, która uznała, że ją zniesławił i skierowała do sądu prywatny akt oskarżenia. Wygrała.

– Nie wiem, czym kierował się A., trzymając akta tej sprawy. Ja już dawno wytarłem ją z pamięci. Miałem zresztą dużo więcej innych spraw – opowiada “Rz” Surmacz. Jedną z nich przegrał z ówczesną radną Grażyną Wojciechowską, której zarzucił płatną protekcję. Prokuratura nie podjęła sprawy, a radna oskarżyła go o pomównienie. – Najpierw prokuratura ukróciła sprawę, potem sąd. Tutaj istnieje układ powiązań, np. w kancelarii, która broni A., jest mecenas Jerzy Wierchowicz, kiedyś szef Klubu Unii Wolności, a teraz kandydował na senatora z LiD. Przecież jak byłem wiceministrem, to właśnie te wszystkie moje sprawy w mediach zaczęli na wierzch wyciągać – mówi Surmacz. – Dla pana Surmacza wszystko jest spiskiem, może też kieruje się osobistą niechęcią do kancelarii, która wygrywała wcześniej z nim te sprawy – odpowiada Synowiec. Prokuratura postanowiła jednak poszukać układu. Poseł Surmacz został świadkiem. Śledczych zainteresował ogro- mny majątek A., który np. w 2006 roku kupił za 12 mln zł kompleks wypoczynkowy w nadmorskim Dziwnówku.

Kancelarię skontrolował NIK. Zdaniem kontrolerów komornik m.in. naliczał opłatę egzekucyjną powyżej dopuszczalnej wysokości, brał sprawy spoza rewiru, a także bezprawnie brał pieniądze z depozytu sądowego. NIK wspomina tutaj o 4,4 mln zł ściągniętych z konta szpitala wojewódzkiego w Gorzowie. Tą ostatnią sprawą w październiku zajęło się też zielonogórskie ABW. – W ciągu czterech lat komornik pobrał od nas 109 mln zł. Z tego koszty komornicze wyniosły 25 mln zł – mówi Krzysztof Cichowlas, rzecznik prasowy szpitala. – Wiosną tego roku zrobiliśmy audyt i okazało się, że nie mamy żadnych informacji, co komornik zrobił z 55 mln zł! Nie wiemy, który z wierzycieli dostał pieniądze, a który nie.

– Teraz materiał oceniają biegli. Analizujemy też przepływy pieniężne na kontach komornika i kancelarii – mówi Kozber. Ale śledztwo poszło jeszcze dalej. Prokuratura zaczęła też badać “układ” personalny. W 2005 roku tygodnik “Nie” napisał, że w kancelarii Jarosława A. pracuje Michał Czubieniak, syn ówczesnej prezes Sądu Okręgowego Aliny Czubieniak. – Mój syn odbywał tam tylko praktyki studenckie – zapewnia Czubie- niak. – W kwietniu 2006 roku wystąpiłam do Surmacza, by mnie poinformował o układzie, jak działa. Prosiłam o dowody, ale do dzisiaj nie dostałam odpowiedzi. Dodaje też, że prokurator stawiający zarzuty A. sam miał postępowanie komornicze. Prokurator Kozber jest tajemniczy, jeśli chodzi o dalszy przebieg tego wielkiego śledztwa. Przesłuchał Surmacza. – Podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami i wiedzą – przyznaje były poseł. Sprawą zajął się też minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Wystąpił do sądu dyscyplinarnego o ukarania komornika i wszczął kontrole w sądzie i kancelarii A. ?

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora m.stankiewicz@rp.pl

– To śledztwo przybrało już wielkie rozmiary – przyznaje prokurator Krzysztof Kozber z Koszalina, który prowadzi sprawę. Główny podejrzany w tym śledztwie – Jarosław A., były komornik III rewiru w Gorzowie, leży w śpiączce od ponad roku. – Być może dla niektórych lepiej, by się nigdy nie obudził – mówi jeden z gorzowskich prawników. – Za dużo mógłby opowiedzieć.

Jarosław A. do 1998 roku był sędzią sądu okręgowego i prezesem sądu rejonowego. Potem został komornikiem. Zaczął zarabiać duże pieniądze. Działał w klubie żużlowym. Sporo inwestował. Dobra passa skończyła się jednak nagle w październiku 2006 roku. Ktoś ukradł mu luksusowego mercedesa spod budynku sądu. W aucie, które szybko odnalazła policja, znaleziono akta dziewięciu spraw, jakie toczyły się w sądzie rejonowym. Pokuratura zatrzymała A. i zarzuciła mu bezprawne usunięcie akt, przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści osobistej, działania na szkodę interesu publicznego. Nie przyznał się. By uniknąć aresztowania, wpłacił kaucję 80 tys. zł. A potem usiłował popełnić samobójstwo. I to trzykrotnie. Po ostatniej próbie 6 listopada 2006 r. trafił do szpitala w śpiączce i do dziś nie ma z nim kontaktu. – Było mu straszliwie wstyd. Bał się aresztowania. Zostawił listy do córki, w których prosił, by mu uwierzyła, że nie jest oszustem, złodziejem, by mu wybaczyła – o powodach drastycznego kroku mówi jego obrońca mecenas Jerzy Synowiec.

Materiał Promocyjny
CPK buduje terminal przyszłości
Kraj
Anulowany wyrok znanego działacza opozycyjnego
Kraj
Czy Polacy chcą sankcji na Izrael? Sondaż nie pozostawia wątpliwości
Kraj
Rafał Trzaskowski o propozycji Karola Nawrockiego: Niech się pan Karol tłumaczy
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kraj
Cienka granica pomagania uchodźcom. Złoty telefon pogrąża aktywistów z granicy