W polskiej służbie zagranicznej pracuje ok. 4 tysięcy osób, ale tylko 800 ma stopień dyplomatyczny. Prawie połowa z nich zdobyła go dzięki studiom w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych (MGiMO) w czasach ZSRR.
"Nie ma powodu, by absolwenci sowieckiej szkoły mieli preferencje " Paweł Kowal - były wiceminister w MSZ
Na początku 2006 roku tzw. mgimowcy znaleźli się na liście osób, które mają stracić wysokie stanowiska w MSZ. „Uznajemy za głęboko niesłuszne, aby funkcje ambasadorów RP pełniły osoby związane w przeszłości ze służbami i aparatem partyjnym PZPR. Straciły one zaufanie władz RP odpowiedzialnych za kształtowanie polityki zagranicznej” – brzmiał komunikat ministerstwa. Kilka miesięcy później rozpoczęła się kadrowa rewolucja. W budynku MSZ przy al. Szucha „mgimowcom” wręczano dymisje i przenoszono ich do mniej odpowiedzialnych zadań. Kilkunastu odwołano z zagranicznych placówek.
"Nikt nie może być dyskryminowany, bo skończył taką czy inną uczelnię" Ryszard Schnepf - wiceminister w MSZ
– Wszystko, czego się można nauczyć na MGiMO, wykładane jest też na innych uczelniach w Polsce i za granicą. Nie ma więc powodu, by absolwenci sowieckiej uczelni mieli preferencje w demokratycznym kraju, który się odcina od swojej przeszłości. Ale znam kilka kompetentnych osób po tej uczelni i one na pewno powinny pozostać – przekonuje w rozmowie z „Rz” Paweł Kowal, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.