Małgorzata Dukiewicz była szefową wydziału śledczego warszawskiej prokuratury i przełożoną Roberta Skawińskiego, który chciał stawiać zarzuty Sławomirowi Kościukowi – jednemu z porywaczy. Nie postawił, bo zwierzchnicy uznali, że dowody są za słabe. Rok później wystarczyły, by posłać Kościuka do aresztu. Zbigniew Ordanik był wiceszefem Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Nadzorował feralne śledztwo. Pracuje nadal.
[srodtytul]Milczenie prokuratorów [/srodtytul]
Śledczy od sprawy Olewnika nie są dziś skorzy do rozmów. Mają wymówkę: błędy bada olsztyńska prokuratura.
– Wyobraża pani sobie, żeby w mojej fabryce pracował człowiek, który zamiast soli dosypywał do produktów cukru? A prokuratorzy, którzy mówili, że mój syn się porwał, gdy bandyci więzili go w piwnicy, dalej spokojnie pracują – mówi wzburzony biznesmen.
Uparcie forsowana wersja o samouprowadzeniu nie skłóciła rodziny, ale podważyła jej wiarygodność.
– Dużo osób od nas się odwróciło. Nie tylko znajomi, ale i niektórzy kontrahenci firmy. Nie powiedzieli wprost dlaczego, ale to było oczywiste – zauważa Danuta Olewnik-Cieplińska. – Ja mówię: mój ukochany brat został porwany, a urzędnicy, osoby opiniotwórcze, twierdzą: uprowadził się sam. Niektórzy w to uwierzyli – dodaje siostra Krzysztofa.
Choć Olewnikowie tego nie mówią, na poszukiwania syna wydali majątek. Pod pozorem dostarczenia informacji o nim pieniądze wyciągali od nich różnej maści naciągacze, szemrani „informatorzy od Rutkowskiego”. Detektyw i jego ludzie mieli zainkasować milion złotych. Sam Rutkowski temu zaprzecza.
Na wysokości zadania stanęli sąsiedzi. – Pocieszali nas, podtrzymywali na duchu. Dla nich i dla tych wszystkich osób, które nie uwierzyły w obowiązującą wtedy wersję i nas nie opuściły, mam ogromny szacunek – podkreśla Danuta.
Ale nawet najbardziej życzliwi powątpiewali, że lawina błędów, o jakich mówili Olewnikowie, rzeczywiście miała miejsce.
– Wspierałem cię, ale to, co mówiłeś, było niepojęte. Jak cię widziałem w tym letargu, myślałem, że coś ci się pokręciło w głowie – wyznał niedawno Włodzimierzowi Olewnikowi jeden z zaprzyjaźnionych sąsiadów. – Teraz wiem, Danusia powiedziała prawdę: nie ma żadnej Polski. Jakby była, urzędnicy by pomogli, a nie zostawiali was samych.
Życie rodziny Olewników już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.– Rodzina boi się do nas przyjechać. Bo nie wie, co robić: płakać, współczuć? A my nie możemy rozmawiać normalnie, o zwykłych sprawach, bo nas to razi. Dla nas każdy inny temat jest nieważny. To już takie będzie życie, do końca – mówi Włodzimierz Olewnik.
Urzędników, którzy potraktowali ich jak pokrzywdzonych, można policzyć na palcach jednej ręki.
– Pani prokurator Elżbieta Gielo z warszawskiej prokuratury, która uwierzyła nam, że Krzysztof się nie porwał. Ale zaraz odebrali jej śledztwo – wymieniają Olewnikowie. – I później generał Adam Rapacki, no i prokurator Janusz Kaczmarek, który na naszą prośbę przeniósł sprawę do Olsztyna – dodaje ojciec Krzysztofa.
Teraz Olewnikowie mają jeden cel: doprowadzić do ukarania winnych zaniedbań, które kosztowały życie ich syna. Na tym koncentrują całą energię.
– Chcę wiedzieć, komu zależało, by takiego Olewnika wykończyć, żeby zabrać mu syna, żeby zagarnąć firmę – mówi ojciec Krzysztofa.