„Panie premierze, tylko pan może powstrzymać Palikota” – pisze na pierwszej stronie Dziennika jego wicenaczelny Michał Karnowski. Publicysta apeluje do Donalda Tuska w wiadomej sprawie i chyba z wiadomym skutkiem. Januszowi Palikotowi włos raczej z głowy nie spadnie, a „dyscyplinujące” środki, jakie zastosują wobec niego władze PO, ograniczą się pewnie do partyjnego upomnienia czy innego rodzaju „kary”. Michał Karnowski nie traci jednak nadziei, że premier może coś zrobić ze zjawiskiem. A opisuje je tak: „Chamstwo odbierające mowę. Siła zarzutu zmuszająca do cytowania. Emocje skupiające uwagę bez względu na wolę. Czuję te sama bezradność, co wtedy, to samo rozgoryczenie, że takich ludzi wybraliśmy” – pisze Karnowski, bo sprawki Palikota kojarzą mu się z działaniami Andrzeja Leppera. „Tylko pan może zatrzymać to szaleństwo ponownego zalewania gnojowicą polskiej polityki. Bo jako dziennikarze jesteśmy bezradni – Janusz Palikot jest zbyt ważnym posłem pana partii byśmy mogli go ignorować” – wyjaśnia publicysta. Myślę, że Michał Karnowski przesadził z tą bezradnością mediów. Wydaje się raczej, że to Palikot byłby bezradny… bez mediów. Ale on może na nie liczyć jak na Zawiszę. Studio TVN i portal Gazety Wyborczej stoją otworem i dzień po dniu relacjonują nam kolejne myśli polityka PO upodobaniem do tego typu wyrafinowanego stylu zawstydzając tabloidy. Być może sprawia to owa tajemnicza „siła zarzutu zmuszająca do cytowania” i „bez względu na wolę”. Najbardziej z tej tajemniczej siły cieszą się zapewne rządowi spece od marketingu. Dzień bez Palikota, to dzień stracony. Bo któż inny tak dobrze „przykrywa” kolejne błędy rządu albo nieobecność premiera w kraju w czasie kryzysu energetycznego? A tak – wszystko gra - Tusk szusuje na nartach, dziennikarze skupieni na Palikocie.
Ale nie wszyscy. W „Gazecie Wyborczej” Katarzyna Kolenda Zaleska publikuje komentarz pod tytułem: „A Tusk w Dolomitach”. Dziennikarka TVN analizuje w nim błędy, nieudolności i zaniechania… nie, nie premiera Tuska. Szef rządu bawiący we Włoszech akurat wtedy, gdy trwa dotykający kraj kryzys gazowy, nie jest w bohaterem tekstu. Bohaterem jest lider opozycji, który sam sobie jest winny, jeśli „w elektronicznych mediach wypada na zacietrzewionego warchoła”, bo „czy w sprawie gazu pokusił się o analizę głębszą niż oskarżenie, że Tusk jeździ na nartach w Dolomitach?”. To wszystko w tym tekście na temat rządzącego premiera. Tytuł apetyczny i przemknęło mi przez głowę, że może w Wyborczej już tylko tak można przemycać informacje niekorzystne dla szefa rządu? Ale okazało się to nieprawdą. Uspokoił mnie natychmiast komentarz Marcina Wojciechowskiego „Tusk nie docisnął gazu”. Choć na początku sądziłam, że znów będzie o tym, jak kiepskim politykiem jest Jarosław Kaczyński, ale nie – przeczytałam cały – o liderze PiS ani słowa. Za to sporo o zlekceważeniu sytuacji przez premiera Tuska, który „mógł zrobić więcej niż zrobił”. Wojciechowski uważa, że oprócz tego, że premier na jeden dzień przerwał jeżdżenie na nartach, by spotkać się z premierem Czech, mógł jeszcze dopilnować na przykład tego, by polscy obserwatorzy monitorujący przepływ gazu byli dołączeni do misji od razu, a nie dopiero po trzech dniach. Ale nie tylko to mógł zrobić w czasie, gdy szusował po stoku. „Mógł też zatrzymać rozgrywanie konfliktu przez Rosję. Mógł powiedzieć „stop” oskarżeniom Rosji wobec Ukrainy. Mógł zażądać od Moskwy dowodów na to, że Ukraina podkradała rosyjski gaz” – wylicza Wojciechowski po czym dodaje - „Nie wiem, czy Tuskowi udałoby się odnieść sukces, ale mógł spróbować”. Trudno się nie zgodzić, podobnie trudno się nie zgodzić z ostatnim zdaniem komentarza Wyborczej o premierze: „Cytując Jacques’a Chiraca: ”Skorzystał z szansy, żeby siedzieć cicho”” . Można dodać tylko – i żeby pojeździć na nartach. A propos, czy ktoś widział premiera? Jaka pogoda w Dolomitach?
[ramka]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/lichocka/2009/01/13/jaka-pogoda-w-dolomitach/]na blogu[/link][/ramka]