Ujawnione przez NIK uchybienia są tak poważne, że raport z kontroli trafił do Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Nielegalnie działające stacje kontroli dopuściły do ruchu 185 tys. aut. Zarobiły na tym prawie 19 mln zł. Stacje nie miały tzw. poświadczeń wydanych przez Transportowy Dozór Techniczny. Sprawdza on, czy dysponują sprzętem i warunkami do prowadzenia badań.
NIK sprawdził stacje w 52 miastach i powiatach. W samej tylko Warszawie (w latach 2006 – 2008) odpowiednich dokumentów nie miały 24 stacje – jedna trzecia wszystkich. Wykonały 37 tys. badań diagnostycznych.
– Można mieć wątpliwości, czy samochody skontrolowane przez nie są w dobrym stanie technicznym – mówi prezes NIK Jacek Jezierski.
W połowie powiatów w stacjach kontroli pracowali diagności wcześniej karani lub podejrzani o fałszowanie wpisów dopuszczających auta do ruchu. W jednej trzeciej powiatów starostowie nadawali uprawnienia diagnostom, choć ci nie mieli wymaganego przeszkolenia i praktyki. Urzędnicy starostw nie cofali też uprawnień skazanym za fałszowanie wpisów.