Chociaż były premier wielokrotnie podkreślał, że ze Sławomirem M. – swoim przyrodnim bratem – od lat nie utrzymuje kontaktów, to jest prawie pewne, że będzie musiał stanąć przed sądem jako świadek i zeznawać w jego sprawie. Krakowska prokuratura, która oskarżyła M. o oszustwo, chce przesłuchania przed sądem 156 świadków. Wśród nich wielu znanych polityków.
Co zaprowadziło Sławomira M. na ławę oskarżonych? Prokuratura Apelacyjna w Krakowie zarzuca mu, że oszukał barona paliwowego Artura K. na blisko milion złotych. M. miał przyjmować od niego pieniądze, w zamian obiecując, że zapewni mu ochronę m.in. przed fiskusem, ale też ułatwienia w zakupie atrakcyjnych działek. Opowiedział to śledczym sam Artur K., kiedy został zatrzymany w sprawie dotyczącej mafii paliwowej.
– Nie ma dowodów, że było tak, jak relacjonuje Artur K. Sprawa jest poszlakowa, mój klient nie przyznaje się do winy – mówi „Rz” mecenas Andrzej Różyk, adwokat M. Sugeruje polityczne tło sprawy. – Znaczenie miało to, że mój klient jest przyrodnim bratem byłego premiera – twierdzi.
Ale prokuratura relację barona paliwowego uznała za wiarygodną. W 2006 r. poleciła zatrzymać Sławomira M. W areszcie spędził dwa lata.
Śledczy chcą wezwania w charakterze świadków wielu znanych polityków, bo brat premiera miał się na nich powoływać, oferując „ochronę” Arturowi K.